Duże piwo dla Duńczyka
Mattias Skjelmose pokonał na finiszu dwóch faworyzowanych współtowarzyszy ucieczki i niespodziewanie wygrał Amstel Gold Race.
Remco Evenepoel, Tadej Pogaczar i Mattias Skjelmose stoczyli piękną walkę o zwycięstwo. Fot. Facebook UCI
Piwny wyścig, bo od samego początku, czyli 1966 roku, sponsoruje go browar Amstel, nie ma co prawda rangi monumentu, ale to najważniejsza jednodniowa impreza kolarska w tak kojarzącej się z rowerami Holandii. 59. edycja ściągnęła na trasę tysiące kibiców, a na start wielu znakomitych zawodników, w tym tego najlepszego na świecie. Tadej Pogaczar (UAE Team Emirates), który chciał tu wygrać po raz drugi, tym razem miał innych przeciwników niż podczas wcześniejszych wyścigów wiosennej kampanii. Holender Mathieu van der Poel, z którym Słoweniec przegrał i Mediolan-San Remo, i ostatnio Paryż-Roubaix, już ją zakończył, bo tak pagórkowata trasa jak ta w niedzielę, to dla niego zbyt duże wyzwanie. Aktualnemu mistrzowi świata doszedł za to inny, niezwykle groźny konkurent, Belg Remco Evenepoel (Soudal Quick-Step). Podwójny złoty medalista olimpijski z Paryża po tym, jak zimą okrutnie rozbił się podczas treningu, w piątek w wielkim stylu wrócił do ścigania, wygrywając Brabancką Strzałę.
Zmęczony Pogaczar
Przed startem Pogaczar przyznał, że jest już nieco zmęczony tegorocznym ściganiem. Zaznaczył, że wprawdzie odpoczął po trudach „Piekła Północy”, ale czuje w nogach intensywność tegorocznych imprez. Co warte podkreślenia, trzy z nich wygrał (w tym kilkuetapowy wyścig w Emiratach Arabskich), a w pozostałych stawał na podium. Z zupełnie innej pozycji startował Evenepoel, któremu z kolei niezwykle brakowało ścigania. Dwa dni po tym, jak zwycięsko powrócił na szosę, zastanawiał się, jak na blisko sześć godzin rywalizacji zareaguje jego organizm. Choć w zawodowej karierze debiutował w Amstel, to przekonywał, że zna trasę i ta mu bardzo odpowiada. Trzeci z faworytów, ubiegłoroczny zwycięzca Brytyjczyk Tom Pidcock (Q36.5), rzucił, że jest gotowy do walki o wygraną, choć po blisko miesięcznej przerwie po pracowitej pierwszej części sezonu na pagórkach w Limburgii nie był w tak dobrej dyspozycji jak wtedy. W stawce tym razem zabrakło Polaków – ten, który ten wyścig lubi najbardziej, czyli Michał Kwiatkowski, bo wygrał tu dwukrotnie (2015 i 2022), wciąż pauzuje z powodu kontuzji kolana.
Czym Amstel różni się od wcześniejszych wiosennych klasyków? Większą trudnością, bo na liczącej blisko 256 km trasie w tej edycji kolarze wspinali się na aż 34 wzniesienia (bergi), zwykle nieco dłuższe niż te w Belgii, choć asfaltowe, a nie brukowane. I wspinaczki zaczynały się już od początku, a nie za półmetkiem. Z tych powodów w niedzielnej imprezie nie wzięli udziału nie tylko sprinterzy, ale także wyżej wspomniany van der Poel czy też mający świetną wiosnę Duńczyk Mads Pedersen (Lidl-Trek). Tego jednak świetnie zastąpił rodak i kolega z drużyny.
Silny Evenepoel
Nim jednak doszło do pasjonującego finiszu, wydarzyło się to, czego wszyscy się spodziewali. Niecałe 50 km przed metą, na Gulperbergu, dziewiątym od końca podjeździe, zaatakował Francuz Julian Alaphilippe (Tudor), do którego dołączył... Pogaczar. Wcześniej co prawda zapowiadał, że nie będzie powtórki z 2023 roku, kiedy zostawił rywali za plecami 28 km przed końcem – teraz jego rajd miał się zacząć później, ale stało się inaczej. Na kolejnym wzniesieniu aktualny mistrz świata pożegnał byłego i odtąd samotnie podążał do mety. Jego przewaga nie wzrastała jednak tak szybko, jak zdążył do tego przyzwyczaić kibiców. Mimo to wydawało się, że znowu sięgnie po zwycięstwo.
Tymczasem 31 km przed końcem z grupy pościgowej ruszył Mattias Skjelmose. 25-letni Duńczyk z grupy Lidl-Trek to kolarz świetny, ale nie wybitny. Do tej pory jego największy sukces to wygranie Wyścigu Dookoła Szwajcarii. W tym roku do momentu kraksy, po której musiał się wycofać, zajmował miejsce na podium w prestiżowym wieloetapowym Paryż-Nicea, a niedawno na piątym miejscu skończył inny tygodniowy wyścig, Dookoła Kraju Basków. Wkrótce do Skjelmose dołączył Evenepoel i stało się coś, co się do tej pory nie zdarzało – Pogaczar zaczął tracić przewagę. Mało tego, dwójka zgodnie współpracowała i 8 km przed metą dojechała do Słoweńca! – Kiedy startujesz w wyścigu z Tadejem, to wiesz, że jedziesz po drugie miejsce. Sam bym go nie dogonił – przyznał potem Duńczyk, doceniając moc Evenepoela.
Szybki Skjelmose
Na pełnym fanów Caubergu, który po dziewięciu latach wrócił na trasę, o dziwo nikt nie zaatakował. Cała trójka wspólnie wjechała na to ostatnie na trasie wzniesienie, żeby zaraz potem rozegrać finisz. Zaczął go Evenepoel, objechał go Pogaczar, ale obu faworytów pogodził ten trzeci. Duńczyk o tym, że wygrał, dowiedział się dopiero po odczycie z fotokomórki, bo wyprzedził Słoweńca o centymetry.
– Podczas pogoni prosiłem Remco, żeby prowadził, bo jestem na skraju możliwości i nie dawałem tak mocnych zmian jak on. Podium było już dla mnie naprawdę dużym osiągnięciem, ale oczywiście finiszowałem po jak najlepszy wynik. Ten sezon był dotąd dla mnie pechowy, więc bałem się, że dostanę skurczu, a oni odjadą. Remco i Tadej pojechali prawą stroną, mnie więc została lewa i zrobiłem coś, w co nadal nie mogę uwierzyć – relacjonował Duńczyk, który zwycięstwo zadedykował zmarłemu ponad miesiąc wcześniej dziadkowi. – Było blisko, ale tym razem nic z tego. Szacunek dla Juliana (Alaphilippe'a), gratulacje dla Mattiasa i Remco. Świetny dzień ścigania, do następnego – skwitował Pogaczar. – Tęskniłem za takimi wyścigami. Wszystko albo nic do ostatniego metra. Jestem zadowolony z tego, jak czułem się na rowerze i z naszych wyników. Nie mogę się doczekać kolejnych startów – to z kolei słowa Evenepoela.
Cała trójka, która w niedzielę stanęła w Holandii na podium i dostała po szklance piwa, wystartuje w dwóch kolejnych, pagórkowatych klasykach – w środę w Strzale Walońskiej i w niedzielę w monumencie Liege-Bastogne-Liege, który zakończy pierwszą część sezonu. Emocje gwarantowane!
(gak)
Wyniki 59. edycji Amstel Gold Race, Maastricht - Berg en Terblijt (255,9 km)
2. Tadej Pogacar (Słowenia/UAE Team Emirates-XRG)
3. Remco Evenepoel (Belgia/Soudal Quick-Step) obaj ten sam czas
4. Wout van Aert (Belgia/Team Visma) strata 34 s
5. Michael Matthews (Australia/Jayco AlUla)
6. Louis Barre (Francja/Intermarche-Wanty)
7. Romain Gregoire (Francja/Groupama-FDJ)
8. Tiesj Benoot (Belgia/Team Visma)
9. Thomas Pidcock (Wielka Brytania/Q36.5)
10. Ben Healy (Irlandia/EF Education-EasyPost) wszyscy ten sam czas
Pomarańczowe podium
Wyścig kobiet, które również rywalizowały w Limburgii, zdominowały Holenderki, zajmując trzy pierwsze miejsca. Wygrała Mischa Bredewold (SD Worx), której zwycięstwo dał skuteczny atak na Caubergu. Drugie miejsce zajęła Ellen van Dijk (Lidl-Trek), a trzecie Puck Pieterse (Fenix). Inna Holenderka Lorena Wiebes, koleżanka z grupy triumfatorki i faworytka imprezy, tym razem finiszowała na szóstym miejscu. Najlepsza z naszych zawodniczek, Katarzyna Niewiadoma (Canyon), zajęła 33. miejsce. Polka, która wygrała tę imprezę w 2019 roku, liczyła na wyższą lokatę, ale przegapiła kluczowy odjazd, a potem nie była w stanie do niego przeskoczyć.
Sprinter Bogusławski
Marceli Bogusławski z czeskiej grupy ATT Investments zwyciężył w klasyfikacji punktowej wyścigu Tour du Loir et Cher w środkowej Francji. Całą imprezę wygrał Duńczyk Niklas Larsen (BHS-PL Beton Bornholm), który skutecznie samotnie zaatakował na pierwszym, kończącym się krótkim podjazdem odcinku i koszulkę lidera utrzymał do końca. Akurat na tym etapie Bogusławski przyjechał daleko, ale już na następnym finiszował jako pierwszy z peletonu, co dało mu szóste miejsce, a dwa następne wygrał. Zdobyte w ten sposób bonifikaty sprawiły, że w klasyfikacji generalnej zajął czwarte miejsce ze stratą 45 sekund do Larsena, a tylko sekundy do podium. We Francji z dobrej strony pokazał się także jego kolega z drużyny Marcin Budziński, który zakończył rywalizację na ósmym miejscu.