Sport

Duma bez cudzysłowu

Cotygodniowy felieton Wojciecha Kuczoka z cyklu Wymiana koszulek

Mój syn zagrał w „Lidze Mistrzów”. Jestem na turnieju dziesięciolatków w Kobyłce, się to nazywa „Wicher Cup” od nazwy lokalnego klubu, Antek gra w dziecięcej kadrze Legii. Dziesięć lat temu MVP turnieju ogłoszono wychowanka tutejszego klubu, Jana Ziółkowskiego – dzisiaj stopera Romy i kadry narodowej. Młodzi Legioniści wyszli z grupy z pierwszego miejsca, awansowali do fazy finałowej, dla podrasowania efektu nazwanej przez organizatorów „Ligą Mistrzów”.

Mam zatem synka w Champions League i duma mnie zżera, a także przejęcie kibicowskie, bo to już prawie spełnienie marzenia o byciu ojcem piłkarza. „Prawie” czyni zasadniczą różnicę, podobnie jak cudzysłów, ale emocjonuję się na zapas, już teraz, bo choć Antek zarzeka się, że w dorosłym życiu nie chce robić niczego innego, takie same deklaracje składa każdy jego rówieśnik, a za dziesięć lat pozostanie z nich w grze może kilku, może jeden. Antoś już sobie wytyczył drogę marzeń: początek w Legii, potem może Ligue 1, żeby się wypromować w jakimś Lyonie, a na koniec oczywiście Barcelona, w której ma zamiar napotkać jeszcze Yamala u szczytu formy i zagrać z nim w jednej drużynie.

Moje ojcowskie ambicje są skromniejsze, nie będę się wszak na starość tułał po dalekich krainach, żeby syna obejrzeć na boisku, niechże rozwinie choćby karierę krajową, niech pogra i pozarabia w polskich realiach – tu też źle nie jest, zarobki w granicach wyobraźni. Dwudziestoletni zawodnik jednego z tegorocznych beniaminków, na razie w głębokiej rezerwie, jeszcze muraw ekstraklasowych nie powąchał, a na dzień dobry ma już 17 tysięcy na rękę plus mieszkanie zwolnione z opłat, pełne wyżywienie i opiekę zdrowotną na koszt klubu. Jeśli zagra choć minutę w meczu ligowym, wedle kontraktu pensja na stałe wzrośnie mu dwukrotnie.

Jak na start zawodowy – można żyć. Rodzic się nie musi martwić, że dzieciak będzie gniazdował do czterdziestki. A jak się kariera powiedzie, w ciągu dekady można sięgnąć gwiazd, czy raczej petrodolarowej galaktyki, na przykład tam, gdzie najsłynniejszy absolwent Escola Varsovia, czyli Marcin Bułka. Też nie gra, bo właśnie zerwał więzadła, ale na chorobowym i tak zarabia miesięcznie… 3,7 miliona. Taki Katar można znieść nawet chroniczny.

Owóż, są tacy ojcowie, którym się marzenia futbolowe spełniają z nawiązką. Mój rówieśnik Lillian Thuram, mistrz świata i Europy, nie schodząc z trybun został właśnie MVP kapitalnego widowiska w Turynie, gdzie Juventus wygrał z Interem 4:3. Został nim za sprawą dwóch celnych strzałów sypialnianych sprzed 28 (Marcus) i 24 (Khefhren) lat – jego synowie zagrali przeciw sobie na Allianz Stadium i trafili po razie, obaj zresztą głową. Idealna symetria, prezent dla dumnego papy, jakby się bracia umówili przed imprezą rodzinną…

Obaj zagrają w Lidze Mistrzów bez cudzysłowu, zapewne wyjdą w pierwszych składach swoich ekip, czyli prawdopodobnie synów Thurama w wyjściowych jedenastkach pierwszej kolejki LM będzie nie mniej niż wszystkich Polaków razem wziętych. Albowiem oprócz Nicoli Zalewskiego w Atalancie i Mateusza Kochalskiego w Karabachu nasi raczej pogrzeją ławę.

Wraca Liga Mistrzów, jak zwykle bez polskiego klubu i ze śladowym udziałem Polaków. Wspomniany Lewandowski nie jest obecnie „dziewiatką” pierwszego wyboru trenera Flicka, Wojciech Szczęsny także w Barcelonie musi się pogodzić z rolą bramkarza rezerwowego. Na grę w podstawowym składzie mogą liczyć za to Nicola Zalewski w Atalancie Bergamo oraz Mateusz Kochalski jako bramkarz Karabachu Agdam. Pierwszy będzie miał okazję pokazać sportową klasę na największych arenach Europy (już w środę zapewne wybiegnie w Paryżu przeciw PSG), drugi będzie mógł potwierdzić renomę polskich golkiperów - na pewno sporo goli wpuści, ale i tak ma szanse zostać bohaterem meczów z Chelsea, Liverpoolem, czy choćby Napoli.

Piotr Zieliński gra w Interze ogony i niewiele wskazuje, by to się miało zmienić w najbliższym czasie, choć przeciw Juventusowi w sobotę zaliczył asystę bodaj w pierwszym kontakcie z piłką. Szóstym Polakiem w Champions League, z nikłymi szansami na występy, jest nastoletni Dominik Sarapata z FC Kopenhaga. Arkadiusz Milik od dawna zamiast grać, leczy kolejne kontuzje, a Juventus chce się go pozbyć tak bardzo, że pojawiła się nawet myśl, aby go opchnąć Rosjanom. I to wszystko – ósmy pod względem demograficznym kraj Europy będzie w trzydziestosześciozespołowej Lidze Mistrzów reprezentowany w najlepszym razie przez sześciu piłkarzy. I to jest realny, choć przykry obraz wartości naszej piłki, a nie nasza rekordowo liczebna obecność w rozgrywkach Ligi Konferencji.

Do Kobyłki wiózł nas kierowca z Azerbejdżanu, który z dumą ogłaszał, że Agdam zagra w Champions League – Antoś był niewymownie zdumiony, zwłaszcza gdy mu dopowiedziałem, że w elicie zagrają na przykład także Kazachowie. „Anyone but Poles”, rzekło mi się w nastroju wisielczym. Ale cierpliwości, dopełzniemy tam w końcu choćby przez ranking. Ekstraklasa, niegdyś memiczna liga patałachów, też wydała rekordową sumę na transfery, a jakość widać już nawet w zmaganiach drużyn z dołów. Kiedyś takie „Pawełki”, jak pierwszy gol Lechii z meczu przeciw Gieksie, były cotygodniową dostawą szydery – teraz są natychmiast kontrowane golami typu stadiony świata, jak ten z przewrotki, którym Zagłębie napoczęło Lecha.

Tymczasem jednak co szósty uczestnik tej edycji Champions League jest z Anglii, teoretycznie więc możliwe, że począwszy od ćwierćfinałów Puchar Europy zmieni się w Premiership z niewielką domieszką klubów z kontynentu. Trudno się dziwić, skoro liga angielska jest nie tylko najbogatsza na świecie, ale też coraz bardzo odjeżdża finansowo całej reszcie: kluby Premier League wydały latem na transfery ponad 3 miliardy funtów. Czyli więcej niż liga hiszpańska, niemiecka i włoska razem wzięte. Tyle, że, jak głosi maksyma przytaczana ostatnio przez naszego selekcjonera, za pieniądze można sobie kupić łóżko, ale nie sen.

Są tacy ojcowie, którym się marzenia futbolowe spełniają z nawiązką, jak Lillian Thuram - tatuś Marcusa i Khefhrena; ten drugi na zdjęciu, rozstrzygnął losy meczu Juventus - Inter. Fot. PAP/EPA