Sport

Drabina Jakubowa

Po dwóch ostatnich meczach pogrupowaliśmy Biało-czerwonych na wygranych – tych, co wspięli się do piłkarskiego raju, oraz przegranych – zstępujących z futbolowych niebios.

Notowania niektórych u Jana Urbana sięgnęły szczytu, inni zaś zostali rzuceni na kolana. Fot. Marcin Bulanda / Press Focus

REPREZENTACJA

Jedno zwycięstwo wiosny, a raczej dobrej piłkarskiej jesieni jeszcze nie czyni. Jeżeli jednak do tego zwycięstwa z Finami dorzucimy jeszcze remis w Rotterdamie, efekt siedmiu dni kadrowiczów z Janem Urbanem wygląda już więcej niż przyzwoicie. Nie ma żadnych wątpliwości, właśnie selekcjoner – i jego sztab – to najwięksi wygrani tego czasu. Kto jeszcze ów „Tydzień z życia mężczyzny” – by odwołać się do filmowej klasyki – zaliczy do plusów, a kto będzie chciał o nim jak najszybciej zapomnieć?

WYGRANI

1. Rogi Koziołka

Jakże prorocza była okładka „Sportu” na rozpoczęcie katowickiego zgrupowania: zdjęcie Jakuba Kamińskiego i tytuł „Kamyk węgielny”. Wychowanek bytomskich Szombierek na porzuceniu Wilków z Wolfsburga i przystaniu do Koziołków z Kolonii tylko zyskał, zamiast kąsać kłami, bierze kolejnych rywali na rogi. W Bundeslidze trafił po 827 dniach bez gola. W reprezentacji na trafienie czekał jeszcze dłużej – 1194 dni. Bramkę z Finlandią okrasił jeszcze asystą, ale nie tylko z racji owych zdobyczy przyznaliśmy mu numer jeden w gronie „wygranych”. Determinacja, dynamika, waleczność, klasa – uzasadnień tego wyboru aż nadto!

Jakub Kamiński Fot. Artur Kraszewski / PressFocus

2. Nóżka warta każdych pieniędzy

Trudno sobie sensownie wytłumaczyć to, że – celowo – przez rok można było pomijać Matty Casha przy reprezentacyjnych powołaniach. Może i gra obronna polskiego Anglika (czy angielskiego Polaka) pozostawia chwilami nieco do życzenia – do dziś cerują mu kolana po paru siatkach założonych przez Cody'ego Gakpo, ale prawa nóżka „Mateusza Gotówki” w ofensywie warta jest każdych pieniędzy.

Matty Cash Fot.  IMAGO/PressFocus

3. Wisienka na torcie

Trudno nie odnieść wrażenia, patrząc na niektóre daty w jego CV, że Przemysław Wiśniewski spóźniał się na ważne wydarzenia w swej karierze. Późno – ledwie pięć dni przed 20. urodzinami – zadebiutował w ekstraklasie. Na debiut reprezentacyjny czekać musiał aż do 27 urodzin – i jeszcze dodatkowych kilka tygodni. Ale kiedy już dostał szansę, wszedł do reprezentacyjnej szatni z drzwiami. Nawet na światowych Holendrach jego postura, szybkość i dynamika zrobiły wrażenie dużo większe niż – groźne same w sobie – tatuaże tu i ówdzie na jego ciele... Kładziemy więc „Wiśnię” na torcie na finiszu naszej wyliczanki kadrowych pozytywów.

Przemysław Wiśniewski Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus

PRZEGRANI

1. Konsekwencje Kataru?

Nie szata zdobi człowieka, jak wiadomo. Ale torebka za sześć tysięcy złotych – i owszem. Z takiego założenia wyszedł Krzysztof Piątek, który – zwłaszcza w kontekście przeprowadzki do Kataru – na szczyptę elegancji i luksusu pozwolić sobie może. Jeżeli pomarańczowy kolor torebki przewieszonej przez jego ramię w dniu przybycia na zgrupowanie miał zakląć rzeczywistość i sprawić, że napastnik rzuci na kolana Pomarańczowych w Rotterdamie, to nadzieje okazały się płonne. Zakląć może jedynie sam zawodnik, sam gadżet – według znawców tematu – miał swój styl. Szansy na zaprezentowanie własnego stylu na murawie sam zawodnik nie dostał...

Krzysztof Piątek   Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus

2. Nogi jak z Gala(re)ty

Wydawało się pół roku wcześniej – oglądając fajerwerki, którymi Przemysława Frankowskiego witano w Galatasaray – że reprezentacyjny wahadłowy (nie boczny obrońca i nie skrzydłowy, bo przecież Polska – zdaniem ówczesnego selekcjonera – takowych nie miała) właśnie złapał Pana Boga (Allaha?) za nogi. Tureckie rachatłukum zdecydowanie jednak nie posłużyło zawodnikowi: forma sportowa utonęła w spienionych nurtach Bosforu. A jego konkurenci akurat i w Rotterdamie, i w Chorzowie zagrali tak, że nawet nie dostał okazji podniesienia się z ławki.

Przemysław Frankowski. Fot. IMAGO/PressFocus

3. Czarny „Piotruś”

Zaczynaliśmy nasz ranking plusem dla Jakuba, kończymy dla Jakuba minusem. Może trochę na wyrost, bo akurat Jakub Piotrowski tego lata nie tylko wskoczył na poziom Serie A, ale i udanie (albo Udine...) się w niej mości. Ale i on – wzorem dwóch wcześniejszych „przegranych” - nie dostał od selekcjonera nawet minuty, choć wydawało się, że jest jedyną sensowną dla Bartosza Slisza alternatywą (i jedynym zmiennikiem) na newralgiczną pozycję defensywnego pomocnika.

Jakub Piotrowski   Fot. Norbert Barczyk / PressFocus

opr. Dariusz Leśnikowski