Dom spokojnego działacza
REMANENT - Jerzy Chromik
Niełatwo do nich wstąpić, nikt o nich nie pisze. A to przecież tak ciekawe bractwo...
Klub Seniora PZPN. Można nazwać ich domem spokojnego działacza. Mają za sobą wiele... Lata chwały naszej piłki, ale też i dekady wstydu. Raz w miesiącu zjeżdżają do matecznika i oddają się wspomnieniom. Najczęściej w poniedziałki. Tak też było w ten ostatni...
Zostało ich około trzydziestu, ale niełatwo grono powiększyć. Poprzedni boss, czyli Andrzej Strejlau, po kolejnych prośbach o wstąpienie chętnego odpowiadał z niezmąconą wiarą w człowieka:
– Kochany, trzeba poczekać, najpierw ktoś musi umrzeć.
Jednak 29 września przyjęto w poczet aż trzech, w tym byłego ministra sportu. Dwóch przez aklamację, ale trzeci napotkał na głos wątpliwości. Może dlatego, że reprezentował mało znaczący OZPN. Warmińsko-mazurski. A ten ostatni – zapytacie? Nie taki znowu ostatni, bo przez lata trząsł Bełchatowem. I trochę w naszej ekstraklasie widział z bliska. Od tamtej pory paznokcie czyści przed czasem, a jest najmłodszy w tym klubie z okularami.
A propos pary dodatkowych szkieł. W tym zacnym towarzystwie mają nawet prawnika. Co prawda wzrok już nie ten, bo po operacjach, ale zawsze! Pozostaje rozmiłowany w trudno dostępnych paragrafach związkowych. W swoim czasie modny był w Polsce termin falandyzacja prawa. W PZPN mawiano wtedy o wachizacji. Gość był w stanie nagiąć każdy paragraf, by prezes lub zarząd miał rację. Miał zawsze rację!
Poniedziałkowe obrady nie były zbyt burzliwe, bo selekcjoner z lat 90. musiał z powodu szczepienia preparatem vaxigrip wyjść po godzinie obrad z temperaturą 38 stopni. Ale też nie należały do łatwych. Korzystając z leniwego tempa, mecenas podsuwał bowiem zebranym co rusz nowe projekty regulaminów, aż doprowadził do wrzenia seniora Talagę.
– Po co nam na starość tyle ograniczeń w działaniu – zauważył trzeźwo najstarszy ze zgromadzonych. I projekty upadały po kolei, jak ulęgałki.
Gwoździem programu miały być wybory nowego przewodniczącego. Nie było. Będą za miesiąc, zaraz po Zaduszkach. Eugeniusz Kolator, działacz prawy, powinien zostać wybrany powtórnie, ale pcha się od dawna do władzy także ten, co załatwił nam EURO 2012. Miałby może i szansę, ale... za biegle zna rosyjski. Teraz nie w modzie.
Co mają w zamian za przyjazd sędziwi działacze? Po bilecie gratis na każdy mecz reprezentacji narodowej, bez względu na to, czy to Śląski, czy Narodowy. Z jednym wyjątkiem – Andrzej S. ma dwa, bo skończył 80 lat. Pewnie tak samo jak 96-letni Jerzy Talaga, ale ten nie korzysta już z przywileju.
Zaczął się nam niepostrzeżenie październik, więc pora najwyższa, by pomyśleć o 1 listopada. To godne szacunku, że stowarzyszeni w klubie co roku pamiętają, bez względu na temperaturę ciała i otoczenia, o tych, co odeszli. W poniedziałek omówiono więc szczegółowo, kto jakie groby i w jakim mieście odwiedza ze zniczami. Będą znowu trójki... grobowe.
Po leniwych obradach był tradycyjny poczęstunek. Z karty dań związkowej stołówki zaproponowano każdemu aż trzy do wyboru. Na koszt prezesa K. Bractwo ma bowiem swój budżet, można nawet napisać, że pobońkowy, bo to za poprzedniej prezesury dosypano najwięcej do kasy zasłużonym działaczom. Nie pławią się w luksusie, ale nie po to się stowarzyszyli. Chcą pomagać schorowanym kolegom w dostępie do klinik, niekoniecznie tego ostatniego kontaktu. I koleżankom też, bo mają dwie w swym gronie.
A co mogą ci wspaniali, ale jednak zgryźliwi tetrycy? Powspominać? Wiadomo, ale nie każdemu demencja już na to pozwala. Byli sędziowie, jeszcze ci z ery przedfryzjerskiej, oczywiście nie pamiętają, za co dyktowali rzuty karne w 89 minucie, bo przecież nawet współcześni za bardzo nie wiedzą, jeśli VAR nie podpowie.
W poniedziałek, jeszcze przed obiadem, było też przez chwilę wesoło. Jeden z panów w średnim jeszcze wieku zgłosił postulat, by klub seniora miał prawo głosu sprzeciwu przy wyborze kolejnego selekcjonera. Koń by się uśmiał? Koledzy też. Nie przeszło. Kulesza odetchnie.
Co bardzo ciekawe, do klubu nie mają na razie wstępu trzej honorowi prezesi związku, czyli Boniek, Lato i Listkiewicz. Nie te roczniki! Ale gdy tam wejdą, to wraz z nimi wróci do bractwa poczucie humoru. To pewne ponad wszystko. Król Grzegorz ‘74 ma bowiem od dawna wgraną do telefonu melodię z filmu „Ojciec chrzestny”. Ilekroć jest za długa narada, to po dzwonku właściciel połączenia nie odbiera, tylko przeprasza i wychodzi ze słowami:
– Przykro mi, rodzina dzwoni!
Teczka działacza, model 1986. Przelewy gotówkowe były wtedy mile widziane... Fot. JCH
