Sport

Dodatkowa porcja energii

Z DRUGIEJ STRONY - Michał Zichlarz

Przyznaję – byłem w grupie maksymalistów, którzy chcieli, żeby wszystkie mecze w 2025 roku Biało-czerwoni rozegrali na Stadionie Śląskim. Problemy z operatorem Narodowego i brak porozumienia z nim władz Polskiego Związku Piłki Nożnej były dla mnie tak odległe, jak trasa z Katowic do Warszawy.

Wycie i szloch warszawskich salonów, tamtejszych mediów i ministra sportu Sławomira Nitrasa? Jak wielu przyjmowałem to z rozbawieniem i tym większą nadzieją, że faktycznie wiceprezes futbolowej centrali, a zarazem sternik ŚZPN-u Henryk Kula, może pomóc w powrocie reprezentacyjnej piłki do prawdziwego domu, którym dla piłkarskiej kadry jest Stadion Śląski.

Ileż to razy w ostatnim czasie na łamach „Sportu” przypominaliśmy liczbę awansów Biało-czerwonych na mistrzostwa świata, która była udziałem obiektu w Chorzowie? Tych było dotychczas naszym udziałem dziewięć, a w siedmiu z nich wszystko toczyło się właśnie na Stadionie Śląskim! Słynna wygrana z Anglikami w czerwcu 1973, zwycięski remis z Portugalią pod koniec października 1977. Potem kolejny remis, z Belgami w 1985 w Chorzowie, który dał nam bezpośredni awans czy wygrana z Norwegią w 2001, a następnie ze Szwecją przed trzema laty... To tylko kilka przykładów z brzegu. Nie ma piłkarza – czy to ze starszej generacji, czy młodszej – który nie doceniałby atmosfery i magii gry w „Kotle czarownic”, gdzie przed laty na trybunach zasiadało nierzadko nawet 100 tysięcy ludzi. Teraz ta pojemność jest mniejsza – to około 55 tysięcy, czyli podobnie jak na PGE Narodowym.

Rozumiałbym jeszcze, gdyby w Warszawie pojemność stadionu byłaby o 20 tysięcy większa, bo każdy bilet to dodatkowy przychód, ale nie ma co kruszyć kopii, skoro i na jeden, i na drugi obiekt wejdzie podobna liczba widzów.

W marcu przyjdzie nam pojechać do Warszawy na dwa mecze w eliminacjach MŚ z Litwą i Maltą. Potem dwa kolejne spotkania u siebie zagramy na Stadionie Śląskim. W całej tej sytuacji najważniejsze jest to, że reprezentacyjna piłka w tym seniorskim wydaniu ponownie wraca do Chorzowa. Mecze młodzieżówki to z pewnością nie to samo… Z kolei imprezy lekkoatletyczne – choć świetne z Diamentową Ligą na czele – nie zastąpią futbolu w tym najważniejszym, reprezentacyjnym wydaniu.  

Od czasu przebudowy Stadionu Śląskiego za grube miliony rozegrano na nim ledwie sześć meczów międzypaństwowych. Przed mundialem w Rosji zagraliśmy towarzysko z Koreą Południową, a potem w Lidze Narodów z Portugalią i Włochami. Kolejne dwa mecze to listopad 2020 – Ukraina towarzysko i Holandia w LN, no i wspominana wygrana ze Szwedami 29 marca 2022 roku, która dała nam mundial w Katarze. Podczas tego spotkania, przy niesamowitym dopingu 54 tysięcy kibiców, drużyna Czesława Michniewicza wzniosła się na wyżyny.

Doping i atmosfera to coś, czym Stadion Śląski góruje nad Narodowym w Warszawie, gdzie z reguły na trybunach jest… spokojnie. Kadra nie może liczyć w stolicy na takie wsparcie jak w „Kotle czarownic”. Jeszcze jedna rzecz na plus obiektu w Chorzowie to murawa, której na Stadionie Śląskim nie trzeba za ileś milionów montować przed każdym spotkaniem, bo czule pielęgnowana trawa spokojnie rośnie sobie tu cały czas.

Cieszymy się, że kadra wraca na Śląski, ale oczekujemy też dobrej gry naszej narodowej jedenastki. Najlepszy stadion, choćby nie wiadomo jak wspaniały, nie zastąpi gry piłkarzy, choć akurat na pewno o wsparcie publiki na chorzowskim obiekcie będzie łatwiej niż na PGE Narodowym. Taki 12 gracz to zawsze dodatkowa porcja energii i tego się trzymajmy!