Dlaczego Nowak? Bo tak!
MUCHA NIE SIADA - Tomasz Mucha
Im dłużej żyję, tym częściej dochodzę do wniosku, że kwestia tego, czy ktoś pnie się po szczeblach kariery – lub z drugiej strony, drabina wciąż się pod nim załamuje lub spada nagle w czeluść zawodowego niebytu – nie zależy w najmniejszym stopniu od jego kompetencji, osiągnięć czy przydatności. Zależy zaś od tego, czy uśmiecha się przymilnie do ważnego dyrektora (naczelnika / prezesa /menedżera / prezydenta), czy potakuje mu, kłania się w pas lub najlepiej trzy razy dziennie składa czołobitne pokłony. I jeszcze najlepiej jak wszystkie własne osiągnięcia i nowatorskie pomysły oddaje anonimowo pryncypałowi w ramach wdzięczności do wszechstronnego wykorzystania już pod jego szyldem, rozgłaszania w świecie i spijania śmietanki.
Właśnie odwołany z funkcji prezesa GieKSy Krzysztof Nowak przekonał się o tym dobitnie, bo też pomimo niekwestionowanych osiągnięć w zarządzaniu sportowymi przedsiębiorstwami, nigdy nie gryzł się w język i nie jest typem karierowicza, który swoim przełożonym smaruje i liże.
Teoretycznie samorząd – jako właściciel klubu, miejskiej spółki – może zrobić w nim wszystko, włącznie ze zmianą na najwyższym stołku; podobnie jak inny właściciel, którym byłby prywatny przedsiębiorca / biznesmen / straganiarz – może zrobić wszystko w swojej firmie, czy to jest wielka międzynarodowa korporacja, czy kiosk z pietruszką. Tylko że samorząd – a zatem jego przedstawiciele – pochodzi z wyboru obywateli / podatników, więc wypadałoby przynajmniej poinformować ich o powodach takiej zmiany. W Katowicach niczego tłumaczyć nie muszą. „Bo taki jest przywilej władzy” – miał wydać wyrok doktor Krupa zdumionemu Nowakowi. I w wywiadzie dla „Sportu” mówi bez ogródek: „Tak, jak powołałem Krzysztofa Nowaka na prezesa, tak też mogę go odwołać bez podania przyczyny”… Arogancja i buta władzy w Katowicach sięga już poziomu hiperordynarnego.
Dymisja Nowaka jak w soczewce odbija wszystkie patologie związane z zarządzaniem zawodowym klubem sportowym przez samorządy lokalne. Powód formalny dymisji, który prezydent Krupa podał w wywiadzie z Kacprem Janoszką (patrz strona 6), czyli „niestaranność w składaniu dokumentacji potrzebnej do pozyskiwania dotacji z miasta na działalność klubu”, włóżmy między bajki. Podobnie jak śmieszne 5 milionów długu w bilansie rocznym za 2024 rok albo – jak stwierdził Krupa w innym wywiadzie – „potrzebę bardziej dynamicznego rozwoju” GieKSy.
Gdy wsłuchać się w Krupę, jedna rzecz uderza najbardziej. Otóż przypisuje on sobie wszystkie zasługi: to on wszystko zbudował, to on ściągnął piłkarzy, to on zaufał trenerowi Górakowi, to on niemalże uratował go z szafotu przed „złym” i niecierpliwym Nowakiem, który po awansie do ekstraklasy przypisał sobie nieuprawnione zasługi, a to przecież on zrobił, Krupa, on i tylko on! Oczami wyobraźni widzę, jak pomiędzy kolejnymi uściskami dłoni i naradami o drogach, parkingach, mieszkaniach czy szpitalach prezydent Krupa pochyla się z troską nad składem GieKSy, analizuje wykop bramkarza Kudły, ruchliwość stopera Jędrycha, przegląd pola rozgrywającego Kowalczyka i strzał napastnika Bergiera, a następnie dzwoni do trenera Góraka, razem ustalają skład na najbliższy mecz, a prezydent na do widzenia komunikuje: „Rafał, a paski z wypłatą macie na mailach, przekaż piłkarzom!”. Doktor Krupa zapomniał tylko, że choć rządzi Katowicami od lat 11 (!), dopiero Nowakowi, przed rokiem, po prawie dwóch dekadach, „spadła z nieba” ekstraklasa. No ale ojciec sukcesu może być tylko jeden i nazywa się Krupa. Trudno z nim zmieścić się w windzie, bo są tam już on i jego ego.
Marcin Krupa. Pan i łaskawca wszystkich szefów w Katowicach. Fot. Norbert Barczyk / Press Focus
Tymczasem giermek zawalił – jakieś papierki, dokumentacja, wnioski, to tak strasznie dyskwalifikuje… Wieść gminna niesie, że chodzi jednak o zupełnie inną dyskwalifikację – nielojalność Nowaka wobec swojego mocodawcy. Były już prezes ośmielił się otóż swego czasu zaproponować – publicznie, pod własnym nazwiskiem – by patronem nowego stadionu został Jan Furtok, pomysł dodajmy bezdyskusyjny. No ale znowu: przecież wszelkie najwspanialsze pomysły i idee muszą wyjść tylko ze światłego umysłu prezydenta Krupy (pamiętajmy, Górak…). Tymczasem jakiś giermek odważył się wyjść przed szereg – O! Zniewaga! Jak można było antycypować i wyartykułować przyszły pomysł prezydenta, który publicznie w słusznym czasie ogłosić miał tylko i wyłącznie doktor Krupa?!
I Nowak prawdopodobnie był tylko pionkiem w precyzyjnej i rozległej rozgrywce – wymianie klocków w samorządowej układance, której zwykły śmiertelnik nie jest w stanie na chłopski rozum ogarnąć. Nie ma sensu opisywać, kto za kogo i co musiał objąć, by zniknął Nowak (znajdziecie państwo w sieci), ten „bardzo fajny człowiek” (za „Sportem”), wręcz „doskonały” (cytuję Krupę za katowice24.info)… Ale – jak mawia prezydent – „trzeba być twardym w życiu i przyjmować różne decyzje”, najlepiej z pokorą, bez pytań, i odmaszerować. A już zwłaszcza, jak wykopie Cię domniemany autor wszystkich twoich sukcesów. Dlaczego? Bo tak.