Sport

Deja vu Rakowa w Łodzi

Zwycięstwo nad Widzewem (1:0) pozwoliło awansować Rakowowi sześć pozycji w górę tabeli. Gola na wagę trzech punktów zdobył Lamine Diaby-Fadiga, a częstochowianom po meczu spadł gigantyczny kamień z serca.

Lamine Diaby-Fadiga zapewnił Rakowowi wygraną w Łodzi. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus

Piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy - powiedział kiedyś Gary Lineker. Podobnie w XXI wieku jest z wizytami Rakowa przy Piłsudskiego w Łodzi. Nie licząc kibicowskich animozji, Widzew to niezwykle przyjazny teren dla Rakowa od czasu powrotu obu klubów do ekstraklasy. Trzy wygrane oraz remis to wprost rewelacyjny bilans częstochowian na tym stadionie. Dość powiedzieć, że łodzianie u siebie wciąż czekają na pierwszą wygraną z Rakowem w XXI wieku!

W niedzielę częstochowianie wygrali 1:0 po trafieniu Lamine'a Diaby-Fadigi w doliczonym czasie gry. Poprzednia wizyta Rakowa na tym stadionie była bardzo podobna. Tyle tylko, że wtedy częstochowianie wygrali 3:2, a decydujący cios w ostatnich sekundach dodatkowego czasu gry zadał Braut Brunes.

Pieniądze nie grają

Niedzielne starcie określane było mianem meczu najbardziej rozczarowujących ekip tego sezonu. Oba kluby mają jeden, a w zasadzie dwa wspólne mianowniki: ogromne środki jak na polskie realia wydane latem na transfery i mizerny ich efekt na boisku. Ambicje obu klubów są wielkie, ale na razie zarówno w Łodzi, jak i Częstochowie mogą mówić o sporym rozczarowaniu. W przypadku Rakowa skompensowane jest ono w dużym stopniu awansem do fazy ligowej Ligi Konferencji. W Widzewie głód sukcesu jest już tak olbrzymi, że powoli zaczyna przeradzać się w coraz większą frustrację.

Trzymają ciśnienie

Przed meczem szkoleniowcy, którzy nie mieli w ostatnim czasie najlepszej prasy, ucięli sobie dłuższą pogawędkę przy murawie boiska. O czym rozmawiali pozostanie ich tajemnicą, ale Patryk Czubak mógł zazdrościć Markowi Papszunowi komfortu pracy i wielkiego zaufania właściciela. - Raków ma nie od wczoraj określoną tożsamość, więc zakładam, że jakoś bardzo się nie zmienią. Mam wrażenie, że wychodzą z tego nie najlepszego momentu. W Częstochowie trzymają ciśnienie, bo Marek Papszun zrobił tak dużo dla Rakowa, że inaczej być nie może. Najmocniejszą ich stroną jest kompleksowość, w ofensywie preferują grę bezpośrednią. Mają wysoką intensywność w obronie. Jeśli ominiemy ich pressing, to będziemy im w stanie zagrozić - mówił przed meczem trener Widzewa.

Łodzianie w pierwszej części gry wyglądali lepiej, zdobyli nawet dość szybko (12 minuta) bramkę po dośrodkowaniu Juliana Szehu na głowę Samuela Akere, ale sędzia po dłuższej analizie VAR dopatrzył się niewielkiego spalonego Mariusza Fornalczyka, który oddawał piłkę dośrodkowującemu. W Rakowie nieźle wyglądał Marko Bulat, który uderzał celnie, ale za lekko. Najlepszą okazję w 39 minucie zmarnował Peter Barath, który wskutek niefrasobliwości Widzewa w obronie mógł zdobyć dwa gole w jednej akcji, ale za każdym razem brakowało mu precyzji.

Mecz pod kontrolą

Po zmianie stron kibice nie oglądali wielkiego widowiska, ale wedle statystyk Raków miał momentami przytłaczającą wręcz przewagę. W drugiej połowie na placu gry pojawił się Imad Rondić, dla którego wizyta przy Piłsudskiego miała wyjątkowy charakter. W Łodzi spędził jak dotąd najlepszy czas swojej kariery. Do Rakowa trafił latem po powrocie do Polski po niezbyt nieudanej przygodzie w 2. Bundeslidze. - Gonimy czołówkę. Każdy wie, że tu w sercu Łodzi zawsze gra się trudno. Spędziłem tutaj dobry czas i mam duży szacunek do kibiców. Teraz jestem jednak w Częstochowie, a na końcu najważniejszy jest wynik - przyznał po spotkaniu Bośniak, który wciąż czeka na premierowe trafienie w barwach Rakowa.

Order uśmiechu

- Raczej kontrolowaliśmy przebieg tego spotkania. Miałem takie przeczucie, że w końcu tę bramkę strzelimy. Dla mnie jako chłopaka z Częstochowy te wygrane z Widzewem zawsze wyjątkowo smakują. Najważniejsze jest jednak przełamanie - dodał Kacper Trelowski, dla którego był to dopiero drugi mecz w tym sezonie z czystym kontem.

Od Marka Papszuna zarówno przed, jak i po spotkaniu bił duży spokój. Jakby wszystko to, co w ostatnim czasie złego mówiło się o Rakowie, było całkowicie poza nim. - To kwestia doświadczenia, ale też kilku innych elementów. To takie poczucie własnej wartości oparte o to, co się robi, o świadomość tego, co należy poprawić. Cieszę się, że wreszcie widzę uśmiechniętych zawodników. Ta radość na twarzach to największa nagroda - przyznał po spotkaniu zapytany przez nas o tę siłę spokoju szkoleniowiec wicemistrza Polski.

Mariusz Rajek

OCENA MECZU⭐ ⭐ ⭐  

◼ Widzew Łódź - Raków Częstochowa 0:1 (0:0)

0:1 – Diaby-Fadiga, 90+2 min (asysta Ameyaw)

WIDZEW: Ilić 5 - Krajewski 5, Andreu 4, Visus 4, Therkildsen 4 (78. Kozlovsky niesklas.) - Alvarez 5, Selahi 5 (58. Teklić 5), Szehu 5 (46. Czyż 5) - Akere 6 (59. Baena Perez 5), Fornalczyk 5 - Zeqiri 6 (58. Bergier 5). Trener Patryk CZUBAK. Rezerwowi: Kikolski, Meissa Ba, Żyro, Pawłowski Gallapeni, Hanousek.

RAKÓW: Trelowski 7 - Tudor 6, Racovitan 6, Svarnas 6 - Amorim 6, Barath 5, Bulat 6, Ameyaw 6 (90+5 Konstantopoulos niesklas.) - Pieńko 6 (71. Diaby-Fadiga 7), Lopez 4 (79. Struski niesklas.) - Brunes 5 (72. Rondić niesklas.). Trener Marek PAPSZUN. Rezerwowi: Zych, Mądrzyk, Mircetić, Repka, Makuch, Seck.

Sędziował Łukasz Kuźma (Białystok) – 7. Asystenci Adam Kupsik (Poznań) i Piotr Podbielski (Białystok). Czas gry -97 min (48+49). Widzów 16 984. Żółte kartki: Visus, Selahi, Kozlovsky - Racovitan, Amorim, Tudor, Diaby-Fadiga.


MÓWIĄ LICZBY
WIDZEW  RAKÓW
38  posiadanie piłki 62
1  strzały celne  6
5  strzały niecelne  15
3  rzuty rożne  3
3  spalone  0
11  faule 17
3  żółte kartki  4