Sport

Dedykacja dla Nikodema

„Duma stolicy” odniosła kolejne zwycięstwo pod wodzą „czarodzieja” Mariusza Pawlaka i zmierza w odwrotnym kierunku niż Stal Rzeszów.

Polonia była lepsza, zwłaszcza w drugiej połowie, od wyżej notowanych gości z Rzeszowa i zasłużenie zainkasowała komplet ważnych punktów. „Czarne koszule”, które po pierwszych sześciu meczach miały jedynie punkt, najpierw opuściły ostatnie miejsce, potem wydostały się ze strefy spadkowej, a następnie zaczęły piąć się w tabeli i już bliżej im do strefy barażowej niż degradujących lokat. Duża w tym zasługa trenera Mariusza Pawlaka, który przychodząc „z czarodziejską różdżką”, odmienił oblicze polonistów. Za jego kadencji zespół odniósł już ósme zwycięstwo.

Diametralnie inne nastroje są po wczorajszym bardzo słabym występie w obozie gości, którzy zmierzają w odwrotnym kierunku niż Polonią, bo jak inaczej skomentować fakty trzeciej porażki z rzędu, zdobycia punktu w czterech ostatnich meczach, czy wygrania tylko jednego z dziewięciu ostatnich starć w Betclic 1 Lidze? W Rzeszowie szybko muszą odpowiedzieć sobie co się stało, że drużyna, która po bez mała trzech miesiącach sytuowania się w pierwszej szóstce, tak obniżyła loty?

- Nie będziemy uczyć naszych piłkarzy psucia gry. Taktyka murowania bramki, stawiania przed nią autobusu odpada – zapewniał przed meczem trener Marek Zub i rzeczywiście obrony Częstochowy w stolicy nie było, ale jego podopieczni wyglądali po prostu bardzo źle. Popełniali błędy przy wyprowadzaniu piłki, mnóstwo było niecelnych podań, wiele do życzenia pozostawiała jakość gry w ofensywie i przede wszystkim sporo zastrzeżeń można mieć było do zaangażowania i waleczności. Poloniści wyglądali nie lepiej, ale po przerwie, a zwłaszcza po zmianach dokonanych przez trenera Pawlaka, ich gra nabrała tempa. Pojawienie się na murawie Krzysztofa Konona zmieniło oblicze gospodarzy. On też był autorem "złotej" bramki. A padła ona po najładniejszej akcji meczu. A właściwie modelowej kontrze wyprowadzonej w kilkanaście sekund po groźnym strzale Łysiaka z dystansu. Piłka wędrowała jak po sznurku od Poczobuta do Terpiłowskiego, który dograł do Konona, a ten przymierzył z 17 metrów mocno po ziemi, w sposób nie do obrony dla Bakowskiego, w poprzednim sezonie bramkarza Polonii. - Nie musieliśmy przegrać. Mecz był bardzo wyrównany. Jeden błąd taktyczny zdecydował o stracie bramki. Trudno marzyć o punktach, gdy skuteczność jest tak niska – tak przyczyny porażki widział trener Marek Zub, a jego vis a vis zadedykował zwycięstwo Nikodemowi Zawistowskiemu, który zerwał ścięgno achillesa. - Dla niego walczyliśmy o każdy metr boiska – podsumował Mariusz Pawlak.

Zbigniew Cieńciała