Dajcie popracować Urbanowi przez lata
Rozmowa z Janem de Zeeuwem, byłym dyrektorem reprezentacji Polski za selekcjonerskiej kadencji Leo Beenhakkera
Jan Urban - właściwy człowiek na właściwym miejscu z... holenderskiego punktu widzenia Fot. Mateusz Sobczak / PressFocus
REPREZENTACJA POLSKI
Niemal dwie dekady temu na czele Biało-Czerwonych stanął Leo Beenhakker, któremu – oficjalnie w roli dyrektora, a „w cywilu” przyjaciela towarzyszył w pracy Jan de Zeeuw. To z tego okresu wywodzi się dobra znajomość tego drugiego z Janem Urbanem, który w pewnym okresie asystował „Bossowi” w zajęciach kadrowych. Teraz de Zeeuw – Holender, który Polskę pokochał i w kraju nad Wisłą zamieszkał – trzyma kciuki za nowego selekcjonera naszej kadry. I dzieli się refleksjami na temat kondycji naszego futbolu.
Polską piłkę od holenderskiej dzieli dziś większy dystans niż za czasów Leo Beenhakkera?
- Leo już wtedy, pracując w Polsce, mówił, że – w porównaniu z futbolem holenderskim – wasza piłka w zasadzie stoi w miejscu, tracąc kontakt z europejską czołówką. Dobra, dziś macie Roberta Lewandowskiego i kilku zawodników w dużych drużynach europejskich, ale spójrzcie na swoje zaplecze i na to, co – na tle europejskim – dzieje się z waszymi klubami. To bardzo nieciekawy obraz.
Czemu nieciekawy, skoro właśnie cztery awansowały do fazy zasadniczej Ligi Konferencji?
- Ale to taka „fake liga”, stworzona przez UEFA dla transferu nieco większej gotówki dla słabszych piłkarsko krajów. A poza tym popatrzmy, kto gra w polskich klubach. Patrzę na Pomorze, bo tu dziś mieszkam, i widzę kluby ligowe kontraktujące zagranicznych zawodników trzeciego gatunku. A polska piłka stoi.
Rozumiem, że w czwartek jedziemy na ścięcie do Rotterdamu?
- Się pan rozpędził z tym wnioskiem. Pan pytał o stan polskiego futbolu – więc go nakreśliłem. Ale reprezentacja zagra jeden mecz z Holandią – a to już zupełnie co innego. Jan Urban jest w stanie – moim zdaniem jako jedyny w Polsce – ogarnąć obecny chaos. Nawet wbrew działaczom i... dziennikarzom. Dziś reprezentacjom nie trzeba trenera, ale selekcjonera – z doświadczeniem międzynarodowym, potrafiącego w 2-3 dni przygotować drużynę na konkretny mecz na międzynarodowej arenie. Nie zrobi tego jednym czy dwoma treningami, bo też nie wygrywa się dziś w futbolu wyłącznie fizycznością.
A czym?
- Głową „sfokusowaną” na konkretny cel. Sprawieniem, by każdy zawodnik dał z siebie na boisku 100 procent. To się osiąga różnymi metodami. Nie mogę pojąć, że dziś niektórzy „eksperci” mają gigantyczne pretensje (tu rozmówca użył mocniejszego, nie nadającego się do zacytowania słowa) do trenera za zgodę na wtorkowe wyjście kadrowiczów na mecz koszykarski do Spodka. Przypomina mi się krytyka, jaka spadała na nas, kiedy podczas zgrupowania w Niemczech przed eliminacyjnym meczem z Portugalią zabraliśmy reprezentantów na cartingi. „Trenować powinni, a nie bawić się samochodzikami” - mówili różni mądrale. A myśmy potem wrócili do Polski i z tą Portugalią – piłkarsko lepszą od polskiej kadry w każdym elemencie – wygrali na Stadionie Śląskim 2:1.
Tą historią wlewa pan trochę otuchy w serca polskich kibiców...
- Gdyby dziś zestawić obu rywali, to na 10 pozycjach Holandia ma lepszych piłkarzy niż Polska – tylko Robert Lewandowski jest mocniejszy od swych holenderskich odpowiedników. Ale to jest tylko papierowe wyliczenie. A na boisku grają żywi ludzie. Leo Beenhakker zawsze powtarzał polskim podopiecznym: „Ronaldo jest takim samym człowiekiem jak ty, też ma – jak ty – matkę i ojca, obaj macie tego samego Boga, a ty masz jeszcze orła na piersi”. Jan Urban – grający w Hiszpanii i trenersko wykształcony w Hiszpanii - też jest selekcjonerem, który potrafi dotrzeć do głów zawodników. Leo zawsze powtarzał: „To powinien być mój następca. I to na długie lata”. Zobaczymy, czy działacze, którzy – mówię to otwarcie - nie znający się na piłce, pozwolą mu na to...
Rozmawiał Dariusz Leśnikowski
Jan de Zeeuw nie przekreśla szans Biało-czerwonych na dobry wynik w Rotterdamie. Fot. Piotr Matusewicz/Press Focus
