Sport

Czy to sprawiedliwe?

JSW Jastrzębski Węgiel - Aluron CMC Warta Zawiercie i Halkbank Ankara - Sir Sicoma Perugia - tak przedstawiają się półfinałowe pary Final Four w Łodzi.

Zawiercianie w Final Four LM zagrają po raz pierwszy. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus

LIGA MISTRZÓW

Jako pierwszy do turnieju finałowego awansowali zawiercianie. W ćwierćfinale problemów nie mieli. Niemiecki SVG Lueneburg, mimo ambitnej postawy, okazał się zdecydowanie słabszy. „Jurajscy Rycerze” wygrali dwukrotnie - 3:0 na wyjeździe i 3:1 we własnej hali.

 Zrobili swoje

- Po dwóch wygranych setach emocje trochę opadły, bo awans mieliśmy już zapewniony. Chcieliśmy wygrać jak najszybciej, żeby nie tracić za dużo sił. Dobrze, że nie graliśmy jeszcze tie-breaka i zakończyło się to w miarę pozytywnie - tłumaczył Bartosz Kwolek, przyjmujący Aluronu CMC Warty. - Dla klubu z Lueneburga awans do ćwierćfinału był już czymś dużym. My natomiast zrobiliśmy to, co do nas należało.

Dla zawierciańskiego klubu znalezienie się w gronie czterech najlepszych ekip Europy to wyjątkowe osiągnięcie. W Final Four ich jeszcze nie było. - Cieszymy się z awansu, bo dla nas to rzecz historyczna i fantastyczna. Serwis w tym dwumeczu zrobił dużą różnicę. Byliśmy w tym elemencie dobrze dysponowani. Dopóki awansu nie było, widać było determinację. Potem przez chwilę nasza gra siadła, ale cieszę się ze zwycięstwa - przyznał Michał Winiarski, trener „Jurajskich Rycerzy”. - Gratulacje należą się zawodnikom i wszystkim ludziom związanym z klubem. Naszym marzeniem przed startem LM było zagranie w Final Four. Zrealizowaliśmy to. Pojedziemy do Łodzi, by walczyć o zwycięstwo. Ta grupa ludzi ma dobry „mental”. To jeszcze nie jest koniec. Wszystko przed nami.

Z nożem na gardle

W polskim półfinale „Jurajscy Rycerze” zmierzą się z JSW Jastrzębskim Węglem. Mistrzowie Polski w ostatnich latach regularnie bili się o Puchar Europy. Dwa ostatnie finały jednak przegrali, z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle i Itasem Trentino. Dwukrotnie wystąpili też w Final Four LM - w 2011 roku we włoskim Bolzano, gdzie zajęli 4. miejsce, oraz w 2014 w Ankarze, gdzie skończyli na 3. pozycji.
By wystąpić w Łodzi, po porażce w pierwszym meczu w Pireusie z Olympiakosem 2:3, przed własną publicznością musieli wygrać i rozbili rywali 3:0. - Podeszliśmy do tego spotkania z odpowiednią koncentracją i chyba wszystkim udowodniliśmy, jaką jesteśmy silną drużyną,. To było trudne spotkanie pod względem mentalnym, bo rywale nie mieli nic do stracenia. Oni chcieli za wszelką cenę sprawić ogromną niespodziankę. Graliśmy z nożem na gardle i z tej sytuacji potrafiliśmy świetnie wyjść - podkreślił Łukasz Kaczmarek, atakujący jastrzębian.

 System z poprawką

CEV po kilku latach eksperymentów wróciło do rozgrywania turnieju finałowego. Został on jednak wydłużony z dwóch do trzech dni. W piątek (16 maja) w pierwszym półfinale zagrają Halkbank z Perugią, która wyeliminowała Vero Volley Monza (3:1 i 3:1), a w sobotę JSW Jastrzębski Węgiel z Aluronem CMC Wartą. W niedzielę natomiast odbędą się mecz o 3. miejsce i finał. Zdaniem Kwolka system ten jest niesprawiedliwy. - Turniej zawsze trwał dwa dni, a teraz został wydłużony, co stanowi spory handicap dla drużyn, które półfinał rozegrają w piątek. Dzień odpoczynku na takim etapie sezonu to naprawdę dużo; wszyscy są już solidnie zmęczeni. To dziwne - podkreślił Kwolek. Zgodził się z nim Kaczmarek. - System nie do końca jest sprawiedliwy, bo w piątek będzie pierwszy półfinał, my gramy w sobotę z Wartą i jedna z drużyn będzie miała zdecydowanie mniej czasu na regenerację. Najlepiej byłoby grać dwa półfinały w piątek, w sobotę o brąz, zaś w niedzielę finał - przyznał zawodnik Jastrzębskiego Węgla.

Łzy Wrony

Szansę na wyjazd do Łodzi miał też PGE Projekt Warszawa, ale odpadł w rywalizacji z Halkbankiem; zdecydował „złoty set”. W Ankarze wygrali gospodarze 3:1, w Warszawie PGE Projekt odrobił straty (3:0), ale decydującą rozgrywkę przegrał 12:15. Porażka była niezwykle bolesna dla kapitana stołecznej drużyny Andrzeja Wrony, dla którego trwający sezon jest ostatnim w karierze, więc nie będzie już miał szans na wywalczenie medalu tych rozgrywek. - Jestem dumny z chłopaków, bo zostawiliśmy na boisku kawał serca i charakteru. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy kontry przy 12:10, gdy zagrywał Jurij Semeniuk... Do końca wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie to wygrać. Trzymaliśmy rywali pod wodą przez trzy sety, ale mieli tę przewagę, że mieli drugą szansę i ją wykorzystali - powiedział Wrona.  W swoim bogatym dorobku ma on wiele medali mistrzostw Polski, z PGE Projektem w zeszłym roku wywalczył także najniższy rangą Puchar Challenge, brakuje mu jednak sukcesu w LM. - Ja już upragnionego medalu Ligi Mistrzów nie zdobędę, ale wierzę w chłopaków, oni zasługują na to, żeby go zdobyć, będę trzymał za nich kciuki - powiedział łamiącym się głosem Wrona.

Turniej finałowy odbędzie się w dniach 16-18 maja w łódzkiej Atlas Arenie.

(mic, sow)