Sport

Czekamy na rewanż

Rozmowa z Erikiem Janżą, reprezentantem Słowenii, kapitanem Górnika Zabrze

Erik Janża w akcji w meczu ze Słowacją w Bratysławie. Fot. www.nzs.si

W pierwszym barażowym meczu o awans do Dywizji B Ligi Narodów zremisowaliście w Bratysławie ze Słowacją 0:0. Traktujecie to jako sukces przed niedzielnym rewanżem przed własną publicznością w Lublanie?

- Nie wiem, czy to jest sukces, ale żyjemy. Przede wszystkim był nudny mecz, było mało sytuacji, niewiele się działo. I my i oni wiemy, że przed nami drugi decydujący mecz i nikt nie chciał za bardzo ryzykować. Podsumowując, z wyniku możemy być zadowoleni, ale z gry nie, jest dużo do poprawy.

Spodziewał się pan, że ten mecz tak będzie wyglądał? Dziennikarze ze Słowacji przewidzieli przed pierwszym gwizdkiem, że fajerwerków nie doświadczymy…

- Słowacja owszem, ma dobry zespół, dobrych środkowych obrońców (Szkriniar i Vavro – red.), do tego na „szóstce” wiele dobrego dla drużyny z piłką robi Lobotka. Jest szybki, dobrze operuje piłką, do tego mają dobre skrzydła, bo Harsalin i Susłov to szybcy gracze, którzy potrafią wygrać pojedynek 1 na 1 - robili nam trochę problemów. Wcale nie są jednak dużo lepsi od nas.

W razie problemów zawsze możecie liczyć na Jana Oblaka, który w drugiej połowie w niesamowitym stylu wyłapał piłkę po strzale głową Roberta Bożenika.

- Zawsze bardzo dobrze broni, ale ta sytuacja to nie była jakaś wypracowana okazja przez rywala, a spowodowana była ping pongiem" w polu karnym. Piłka odbijała się raz od jednego, raz od drugiego. Dużo było w tym przypadku.

Macie na sobie dużą presję, żeby utrzymać się w Dywizji B, gdzie w kolejnej edycji zagra też reprezentacja Polski?

- Nie ma żadnej presji, sami chcemy wygrać i robimy wszystko, żeby zostać na tym poziomie, bo dzięki temu gramy z lepszymi przeciwnikami i rozgrywamy trudniejsze mecze. Będziemy robić wszystko, żeby tak się stało. Na pewno czujemy jednak szacunek dla rywala, bo to nie jest łatwy przeciwnik, co pokazał na ostatnim Euro, gdzie z Anglią przegrał przecież dopiero w doliczonym czasie. Przed meczem w Słowenii nasze szanse oceniam na 50 na 50.

Jak pan się czuł w tym czwartkowym meczu? W barwach Górnika w ostatnich wygranych spotkaniach z Motorem i wcześniej Lechią grał pan przecież na środkach przeciwbólowych.  

- Teraz było tak samo, choć fizycznie czuje się już lepiej. Kontuzjowaną kostkę dalej jednak czuć. W meczu nie ma problemu, gorzej jest jednak po samym spotkaniu.

W Bratysławie już po 30 minutach dwóch zawodników, Denis Vavro i Jan Mlakar, musiało zejść z powodu urazów, choć mecz nie był przesadnie ostry. To z powodu dużej ilości spotkań w tym sezonie?

- Nie, to nie jest z tym związane. Mlakar już dwa dni temu poczuł ból w łydce. Spróbował zagrać w Bratysławie, ale pociągnęło" go. Nie chciał dalej ryzykować i poprosił o zmianę. Żan Vipotnik, który go zastąpił, nie gra na tej pozycji, bo to napastnik, ale pomagał, walczył i takich graczy w zespole potrzebujemy.

Widać, że w waszej kadrze jest dobra atmosfera. Kto rządzi?

- U nas jest rodzinna atmosfera i w tej reprezentacji funkcjonujemy jak w klubie. Jesteśmy małym krajem, o niedużej liczbie mieszkańców, każdy zna każdego, świetnie się znamy. Ja na kadrę przyjeżdżam z radością!  

Ze Słowacją zagrał pan 20. raz w narodowym zespole. Mały jubileusz.

- To prawda. Dobrze, że skończyło się z czystym kontem, ale stać nas i mnie samego na lepsze mecze niż ten w Bratysławie. Nie pomagało też boisko, które było w nie najlepszym stanie. Do tego było ślisko. W niedzielę będzie lepiej.

Po jednym z pana dośrodkowań mieliście dobrą szansę w pierwszej połowie.

- To chyba była nasza najlepsza sytuacja, ale nie czułem się pewnie z piłką. Nie wiem dlaczego.

Koledzy z Górnika trzymają kciuki? Wysyłają SMS-y?

- Czasami coś wyślą. To nie jest tak, jak na Euro, kiedy strzeliło się bramkę i było milion SMS-ów. Teraz jest mniej, ale obserwują i życzą jak najlepiej.

 W Bratysławie rozmawiał Michał Zichlarz

20 MECZÓW w narodowych barwach Słowenii rozegrał Erik Janża. Debiutował w listopadzie 2014 roku w meczach z Argentyną i Kolumbią. Potem nastąpiła prawie… dekada przerwy. Wrócił za ponownej kadencji Matjaża Keka już jako zawodnik Górnika Zabrze, przed dwoma laty. Teraz gra regularnie, a za nim m.in. udane Euro, gdzie zdobył bramkę. W kadrze strzelił trzy gole, w tym dwa Kasprowi Schmeichelowi.