Cudotwórca? Iluzjonista? Nie, normalny człowiek!
Z DRUGIEJ STRONY - Zbigniew Cieńciała
Plan zrealizowany. Są cztery punkty, cztery bramki strzelone, mecz z Finlandią pod kontrolą, zadanie wykonane – zameldował po meczu w Chorzowie zadowolony kapitan Biało-czerwonych Robert Lewandowski. To już nie był „Lewy”, który milczał przez dziewięć sekund po pytaniu o selekcjonera Jerzego Brzęczka, zdegustowany postawą kolegów po kolejnych wpadkach, rezygnujący z kadry po odebraniu mu kapitańskiej opaski przez Michała Probierza. To znów był prawdziwy lider na czele reprezentacji Polski, choć jeszcze nie w optymalnej dyspozycji sportowej. Podkreślający dobrze wykonaną pracę, widzący sens i właściwie obrany kurs na mundial w Ameryce. Pewnie jego ostatni w karierze.
Cztery punkty w meczach z Holandią i Finlandią wyraźnie podbudowały kadrę, która jeszcze w czerwcu była w rozsypce. Męczyła się z Litwą i przegrała w Helsinkach, a ponad dwa lata wcześniej w eliminacjach EURO zaliczyła blamaż 2:3 w Kiszyniowie, prowadząc do przerwy 2:0 (!) ze 171. w rankingu FIFA Mołdawią, która nie wygrała meczu o punkty od ponad czterech lat.
Nowy selekcjoner miał plan i dobrał do niego dobrych wykonawców. Widać też, że zawodnicy odzyskali radość z gry i poprawiła się atmosfera, a przede wszystkim wróciła normalność, co w polskich realiach w tak krótkim czasie mógł tego dokonać tylko cudotwórca albo iluzjonista na miarę legendarnego Harry'ego Houdiniego. Ale nie idźmy w tym kierunku, bo Jan Urban to nie sportowy prestidigitator, a odpowiedni człowiek na właściwym miejscu. Jak zaznacza Jacek Grembocki, były mistrz Polski i kolega Urbana z Górnika Zabrze: „Janek jest normalnym człowiekiem. Po meczu z Finlandią zabrał wnuka, bo zawsze był prorodzinny, udał się także do kibiców, żeby podpisywać autografy. Wszystko, co robi, jest naturalne i emocjonalne. Urban na pewno nie ubierze garnituru, który do niego nie pasuje i nie będzie udawał kogoś, kim nie jest”.
Uśmiechnięte twarze kadrowiczów i uradowanych kibiców oraz dużo dobrej energii, która wreszcie popłynęła od „dobra narodowego”, ucieszyły naszego selekcjonera. A ten, zamiast podkreślić: „Jam to, nie chwaląc, się sprawił”, w swoim stylu skomplementował zespół. – Takie mecze, jak z Finlandią, są trudne, bo jesteś faworytem, przeciwnik nie ma nic do stracenia, ale wyszliśmy z tego obronną ręką. Brawo dla drużyny! – ocenił z dumą i satysfakcją. – To są nasze początki, ale widzę drużynę zadowoloną, świadczy o tym po prostu mowa ciała. Wydaje mi się, że już w jakimś stopniu doprowadziliśmy do tego, że oni będą chętnie przyjeżdżać na reprezentację i czekać na powołania. To buduje rywalizację i całą drużynę.
Pewnie dlatego świetnie z Lewandowskim współpracował „odzyskany” Jakub Kamiński. Dobre zmiany dali zawodnicy z naszej ligi, czyli Kamil Grosicki, Paweł Wszołek i Bartek Kapustka. To też znak, że nasi ligowcy nie muszą być tylko dodatkiem, ale mogą wnieść dużo dobrego. To też znak dla pozostałych, bo selekcjoner dobrze zna ekstraklasę i jeżeli ktoś zasłuży na powołanie, to je dostanie.
Na dobrą puentę zostawiliśmy sobie innego „sprawdzonego” chłopca do bicia po Grzegorzu Krychowiaku, czyli Piotra Zielińskiego. „Krycha” jest już na reprezentacyjnej emeryturze, za to „Zielu” najwyraźniej odżył. Takiego chcielibyśmy go w każdym meczu, biorącego ciężar gry na siebie i kierującego zespołem. A pamiętacie to podanie do Lewandowskiego, jakiego nie powstydziliby się i asystenci w Barcelonie? Idealne zagranie i oby tak dalej, w kolejnych grach o punkty eliminacji MŚ 2026!
Polska drużyna zadowolona... Kiedy ostatnio widzieliśmy taki obrazek? Fot. Marcin Bulanda / Press Focus
