Córeczka na medal
Iga Świątek wygrała turniej WTA 500 w Seulu, choć statystycznie w finale... była gorsza! To jej trzeci tytuł w tym sezonie, a 25. w karierze.
Będzie jednak w rodzinie Świątków trwała pamiątka z Seulu... Fot. x.com/wta
Zwrot „liczby nie kłamią” to powszechne nieporozumienie – zwłaszcza w tenisie. Udowodnił to finał Korea Open, w którym Iga Świątek statystycznie była gorsza od Jekateriny Aleksandrowej w niemal każdej kategorii, w tym w łącznej liczbie wygranych punktów. A jednak to Polka odniosła zwycięstwo w Seulu, wygrywając z Rosjanką (11. WTA) 1:6, 7:6 (7-3), 7:5. - Szczerze mówiąc, nie wiem, jak udało mi się to wygrać, bo grałaś naprawdę świetnie, a ja po prostu starałam się przetrwać - przyznała po meczu nasza tenisistka.
To trzeci tytuł 24-letniej raszynianki w sezonie, a 25. w karierze. W tym roku triumfowała w wielkoszlemowym Wimbledonie w Londynie i w sierpniu w „tysięczniku” w Cincinnati. Wszystkie trzy wygrała po raz pierwszy. Świątek po raz pierwszy zagrała w Korea Open. Chciała w ten sposób nawiązać do olimpijskiego występu swojego ojca Tomasza, który na igrzyskach w 1988 roku wystąpił w wioślarskiej czwórce. I w końcu, po 37 latach, w rodzinie Świątków będą mogli cieszyć oko trwałą pamiątką z Seulu.
- Cieszę się ze względu na naszą rodzinną historię. Mój tata nie wygrał tu igrzysk olimpijskich, ale przynajmniej ja wygrałam ten turniej. Mam nadzieję, że w przyszłym roku przyjedzie, żeby wspólnie się tym nacieszyć - powiedziała Iga, zawsze wdzięczna córeczka tatusia.
Deszcz, toaleta i notes
W stolicy Korei Płd. pogoda od początku tygodnia torpedowała program zawodów. Sześciokrotna mistrzyni wielkoszlemowa przez kilka dni zdołała rozegrać tylko spotkanie 2. rundy z Rumunką Soraną Cirstą. Zawody nabrały tempa w sobotę, kiedy jednego dnia skumulowano ćwierćfinały i półfinały.
Wiceliderka rankingu nie miała jednak większych problemów z odprawieniem Czeszki Barbory Krejcikovej - 6:0, 6:3 i Australijki Mayi Joint - 6:0, 6:2, na co w sumie potrzebowała niewiele ponad dwie i pół godziny. Z kolei Aleksandrowa, druga najwyżej rozstawiona w stolicy Korei Płd., też wygrała dwukrotnie po 2:0, a na korcie spędziła pół godziny więcej niż Polka.
Siedem lat starsza od raszynianki tenisistka z Czelabińska po 31 minutach gry zamknęła pierwszego seta wynikiem 6:1. Świątek zdobyła w nim ledwie 16 punktów i tradycyjnie w takiej sytuacji udała się na przerwę toaletową, zabierając ze sobą notes z notatkami. W drugiej odsłonie podopieczna Wima Fissette’a miała przebłyski lepszej gry, co wystarczało do utrzymania własnego podania i wykazała się też odpornością mentalną - serwowała przy stanie 4:5 i po 30, a więc Rosjanka była o dwa punkty od zwycięstwa. O losach seta zdecydował tie-break, który był najlepszym okresem gry Świątek w tym spotkaniu. Wygrała go 7-3, uciekła spod topora i mogła szykować się do decydującej partii.
Pomogło szczęście
Na jej początku Świątek oddała serwis, popełniając trzy podwójne błędy w jednym gemie i przegrywając 1:3. Zdołała jednak się pozbierać - wyrównała szczęśliwie, gdyż przy drugim break poincie w szóstym gemie piłka po jej zagraniu zatańczyła na taśmie i spadła na kort po stronie rywalki tuż za siatką.
Od tego momentu presja wyniku zaczęła działać na korzyść Polki. Gdy Aleksandrowa serwowała, by pozostać w meczu, Świątek podkręciła tempo – kończąc spotkanie efektownym uderzeniem forhendowym po przekątnej przy swojej drugiej piłce meczowej. Finał trwał 2 godziny i 46 minut, czyli więcej niż zajęło jej wygranie dwóch spotkań w sobotę.
Liczby kłamią
Pomimo porażki, Aleksandrowa przeważała niemal w każdej kluczowej statystyce: miała więcej asów (6 do 2), popełniła mniej podwójnych błędów serwisowych (6 do 9), miała wyższy procent trafionego pierwszego serwisu (59,5% do 53,5%), lepszy procent wygranych punktów po pierwszym serwisie (66% do 58%), więcej uderzeń wygrywających (30 do 23), mniej niewymuszonych błędów (25 do 40), stworzyła więcej okazji na przełamanie (8 do 7) i miała lepszy procent ich wykorzystania (63% do 43%), a co najważniejsze – wygrała więcej punktów ogółem (108 do 97)! Ale to na nic, bo to Świątek była po prostu skuteczniejsza w kluczowych momentach.
Punkty i pieniądze
Za zwycięstwo na konto Polki trafi 164 tys. dolarów, ale co ważniejsze - 500 punktów rankingowych. Świątek umocniła się na drugiej pozycji na liście WTA i zmniejszyła stratę do prowadzącej Aryny Sabalenki do 2792 pkt.
Z tego punktu widzenia ważniejsze będą dwa kolejne turnieje w Chinach - w Pekinie i Wuhan. W nich za zwycięstwa będzie po 1000 punktów. Świątek w ubiegłym roku w nich nie grała, więc nie będzie bronić żadnych punktów. Sabalenka natomiast w poprzednim sezonie wywalczyła 1215 pkt za ćwierćfinał w Pekinie i triumf w Wuhan. Z imprezy w stolicy Chin Białorusinka wycofała się z powodu kontuzji.
Tomasz Mucha
25-5 wynosi bilans zwycięstw i porażek w finałach WTA Igi Świątek.
RADWAŃSKA BYŁA PIERWSZA
Iga Świątek kontynuuje sukcesy polskiego tenisa w stolicy Korei Płd. W 2013 roku tę imprezę wygrała Agnieszka Radwańska. Z kolei w 2019 w finale była Magda Linette, która wtedy wyeliminowała Aleksandrową w półfinale (w finale przegrała z Czeszką Karoliną Muchovą). Z kolei w pierwszej edycji, w 2004 roku, do decydującego spotkania dotarła Marta Domachowska, która uległa Rosjance Marii Szarapowej.
