Co na to Ancelotti?
Na wypełnionym po brzegi „kurniku”, jak nazywa się najbardziej archaiczny obiekt w ekstraklasie, piłkarze Rakowa pokonali 3:2 Legię.
Po niedzielnym meczu akcje Rodina stoją zdecydowanie wyżej niż Kapustki. Fot. Mateusz Sobczak/Pressfocus.pl
To było piąte z rzędu zwycięstwo częstochowian w rozgrywkach ekstraklasy, a piętnaste od początku obecnego sezonu. Dało im awans na pozycję lidera i jednocześnie sprawiło, że goście ze stolicy najprawdopodobniej pożegnali się pod Jasną Górą z nadziejami na mistrzostwo w Polski. Tym samym kandydatów do mistrzowskiej korony zostało już tylko trzech, przy czym stawce z minimalną przewagą przewodzi drużyna zawiadywana przez urodzonego w stolicy częstochowskiego „The Special One”. W Częstochowie mogą tylko żałować, że ze względu na reprezentację rozgrywki ligowe zostały przerwane. - To nasze piąte zwycięstwo i kontynuacja dobrej serii. To pokaźny wynik. Zwycięstwo drugi raz w sezonie z tak prestiżowym zespołem jak Legia jest istotne dla nas, ale i trzeba podkreślić, że nie przegraliśmy z czubem tabeli, co dobrze nam wróży na przyszłość – mówił zadowolony jak mało kiedy trener Marek Papszun.
Byli zmęczeni, czy nie?
Raków z różnych względów był stawiany w roli faworyta niedzielnego topu na Limanowskiego 83. Legioniści w ostatnim czasie musieli grać co trzy-cztery dni, a w ubiegły czwartek stoczyli ponad dwugodzinną, zwycięską batalię z norweskim Molde o awans do ćwierćfinału Ligi Konferencji.
Nikogo więc nie chyba dziwiło, że w pierwszej połowie legioniści wyraźnie ustępowali gospodarzom, którzy przede wszystkim byli szybsi i dokładniejsi. Natomiast stracona już w 10 minucie bramka, ustawiająca mecz, nie była spowodowana zmęczeniem - podobnie jak i druga oraz trzecia - lecz koszmarnymi błędami popełnionymi przez ekipę Goncalo Feio. Przyznawał to sam Portugalczyk, choć momentami gubił się w swoich wypowiedziach. No bo jak inaczej odnieść się do tego fragmentu komentarza: - Nie możemy szukać wymówek i zwalać porażki na czynniki motoryczne - mówił Feio. - Graliśmy do samego końca, w ostatnich minutach byliśmy drużyną lepszą i cały czas dążyliśmy do zdobycia trzeciej bramki. Powinniśmy grać od samego początku tak jak w końcówce. Zachować koncentrację i nie tracić tak prostych bramek, a zwłaszcza znów po stałym fragmencie gry. W tym tkwił nasz największy problem. Nie ma co więc rozmyślać o jakiejś fizyczności, o tym, że zagraliśmy trzy mecze w ciągu sześciu dni.
Ale dalej mówił: - Gratuluję Rakowowi zwycięstwa, bo cokolwiek powiem, nie chciałbym zabierać mu zasług. Trudno określić procentowo, jaki wpływ na wynik miało to, że graliśmy trzeci mecz w ciągu siedmiu dni. Użyję słów trenera najlepszej drużyny na świecie, Carlo Ancelottiego, że jeśli wyznaczą im następne ligowe spotkanie na mniej niż 72 godziny po meczu w Europie, to oni po prostu na nie nie pojadą. Jeżeli trener Realu tak mówi, to ciężko polemizować, że to nie ma wpływu.
Na własne życzenie
Tak czy owak Legia z walki o tytuł wypisała się na własne życzenie. W ekstraklasie wiosną zdobyła osiem punktów na 21 możliwych i nie wyciągnęła lekcji z historii. Przed rokiem do przerwy w Molde przegrywała 0:3. Po przerwie gospodarze opadli z sił i wtedy „Wojskowi” strzelili dwa gole. W ubiegły czwartek mecz z Molde miał identyczny przebieg, a porażka 2:3 nie przekreśliła szans na awans do ćwierćfinału Ligi Konferencji. W Częstochowie było kolejne deja vu, czyli wszystko, co dobre. zaczęło się od stanu 0:3... O trzy gole za późno. Ale Legia nadal gra na trzech frontach, na dwóch spisuje się wzorowo. Celem najważniejszym jest teraz Puchar Polski. - Czy Puchar Polski i Liga Konferencji UEFA to teraz dla nas priorytety? Na pewno Puchar Polski jest dla nas bardzo ważny. Chcemy dać kibicom możliwość, by mogli świętować w Warszawie. Taki jest nasz cel – ujawnił przed kamerami TVP Sport legionista Kacper Chodyna, co źle wróży.... Ruchowi Chorzów, bowiem to on w półfinale PP zderzy się z legionistami. Ale to już inny temat. A Raków? - Jesteśmy zespołem z charakterem, który umie taki mecz wygrać. To się mogło skończyć 3:3, ale nie dopuściliśmy Legii przy wyniku 3:2 do żadnej sytuacji. Nie panikowaliśmy, broniliśmy się dobrze. Gratuluję drużynie mądrości w grze i umiejętności wykorzystania tego, nad czym pracujemy, naszego planu na mecz. A cel Rakowa, i mój jako trenera, jest zawsze taki sam – wygrać wszystko, co się da – podkreślił z szerokim uśmiechem szkoleniowiec lidera ekstraklasy.
Zbigniew Cieńciała