Sport

Cios Austriaka

ŁKS Łódź bardzo skromnie pokonał MKS Kluczbork na jego stadionie, ale całą drugą połowę musiał sobie radzić w dziesiątkę.

Stefan Feiertag zapewnił ŁKS-owi przepustkę do następnej rundy Pucharu Polski. Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus

Pierwszoligowiec z Łodzi miał obowiązek rozstrzygnąć na swoją korzyść mecz z grającym o dwa szczeble niżej MKS-em Kluczbork, ale szkoleniowiec gospodarzy nie tracił ducha. - Każda runda Pucharu Polski jest jak finał, a finały są po to, żeby je wygrywać - powiedział przed środowym pojedynkiem szkoleniowiec trzecioligowca, Łukasz Ganowicz. - Wiemy z kim się mierzymy i z jak klasowym rywalem zagramy. To jest jednak tylko jeden i aż jeden mecz.

W zespole gospodarzy po raz kolejny - poprzednio pauzował w meczach ligowych z Pniówkiem Pawłowice i Cariną Gubin - najlepszego snajpera, Dawida Wojtyry. 26-letni napastnik zdobył 9 goli w 11 potyczkach ligowych, o 3 trafienia mniej mają Konrad Janicki i Patryk Tuszyński. W pierwszej połowie korzystniejsze wrażenie pozostawili po sobie goście, lecz długo nie mogli tego zdyskontować. W 32 min bliski szczęścia był Stefan Feiertag, lecz po jego strzale futbolówka odbiła się od słupka. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy już nie było apelacji - po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Austriak poprawił celownik i głową zmusił do kapitulacji Błażeja Sapielaka. Jak się później okazało, był to jedyny gol tego spotkania.

Przez całą drugą połowę łodzianie grali w dziesiątkę, ponieważ tuż po wznowieniu gry Artemijus Tutyszkinas po raz drugi został upomniany żółtą kartką. 21-letni Litwin zachował się wyjątkowo nieodpowiedzialnie, ponieważ już w pierwszej połowie miał „żółtko” i trener Jakub Dziółka popełnił strategiczny błąd, nie zostawiając go w przerwie w szatni.

Grający w liczebnej przewadze gospodarze nie zepchnęli rywali do głębokiej defensywy, chociaż mieli kilka okazji do korekty wyniku i doprowadzenia do dogrywki. Bramkarzowi gości Łukaszowi Bombie najbardziej zagroził Krzysztof Napora. W 59 min po dośrodkowaniu w pole karne minimalnie chybił, z takim samym efektem oddał strzał 2 minuty później, tym razem próbując szczęścia zza pola karnego. Gwoli ścisłości trzeba powiedzieć, że gospodarze nie wypracowali sobie żadnej stuprocentowej okazji do zdobycia gola, więc nie powinni rozpaczać z powodu porażki.

Bogdan Nather