Sport

Chwała weteranowi

LIGOWIEC - Bogdan Nather

64-letni Jacek Zieliński jest namacalnym dowodem na to, że stara gwardia (trenerska) nie rdzewieje. Popularny „Zielu” nie dysponuje w Koronie samograjem, w jego zespole nie ma gwiazd nawet ligowego formatu, ale jest duża grupa solidnych rzemieślników, którzy działają na nerwy bardziej renomowanym konkurentom. Z faktami nie sposób dyskutować, a są one takie, że Żółto-czerwoni w pięciu potyczkach rundy wiosennej zdobyli 11 punktów. Nie znalazł się śmiałek, w tym Legia Warszawa, który zostawiłby Koronę z pustymi rękami. Świadczy to o tym, że Zieliński doskonale zarządza tzw. zasobami ludzkimi i pokazuje, że nie tylko młodzi szkoleniowcy mają monopol na sukcesy.

Nie można przejść obojętnie obok efektownej wiktorii Lecha w Szczecinie. Gospodarze tego pojedynku na szczycie przypominali mi człowieka, który poznał tajemnicę kopalni złota, tylko zgubił gdzieś mapę. Niewykluczone, że piłkarze „Dumy Pomorza” mieli zakodowane z tyłu głowy zamieszanie spowodowane zmianami właścicielskimi i powrotem akcji spółki do Jarosława Mroczka. Ale o tym przy innej okazji. Wydawałoby się, że piłkarze Pogoni po tak dotkliwej porażce woleliby pójść do dentysty niż rozmawiać o meczu z „Kolejorzem”, ale zachowali się jak prawdziwi mężczyźni i profesjonaliści. Głos zabrali między innymi Danijel Lonczar i Marcel Wędrychowski.

Wystarczyła zmiana „miotły” w Widzewie, by drużyna z Łodzi była bliska przełamania pasma niepowodzeń i wywiezienia kompletu punktów z Radomia. I to nie z byle kim, bo przypomnę, że w poprzedniej kolejce Radomiak utarł nosa warszawskiej Legii i odesłał ją do stolicy z pustymi rękami. Jak tłumaczył metamorfozę zespołu następca Daniela Myśliwca, Patryk Czubak. - Chcieliśmy sprawić, aby zespół był ze sobą, wspólnie funkcjonował i brał odpowiedzialność – powiedział 32-letni szkoleniowiec. - W wielu momentach to się nam udało. Oczywiście finał nie jest dla nas zadowalający, bo jak prowadzi się przez 90 minut i ma się szanse na podwyższenie wyniku, to boli. Zrobiliśmy w tygodniu wiele, aby cieszyć się z trzech punktów. Zdobyliśmy jeden, ale powiem to samo, co piłkarzom w szatni - jestem bardzo zadowolony z tego, jak w kilka dni potrafiliśmy zmienić to, by walczyć jeden za drugiego. W Widzewie na pierwszym miejscu zawsze powinien być charakter.

Byłem zdumiony, gdy trener wrocławskiego Śląska Ante Szimundża chwalił swoją drużynę po porażce z Legią. Wciąż aktualni wicemistrzowie Polski osiedli przecież na samym dnie ligowej tabeli i od bezpiecznej strefy dzieli ich aż 8 punktów. - Z taką energią i z takim podejściem wierzę, że uda nam się utrzymać w ekstraklasie - powiedział Słoweniec. - Jeżeli od początku sezonu Śląsk grałby w taki sposób, to na pewno miałby więcej punktów.

Ośmielę się nie zgodzić z doświadczonym szkoleniowcem wrocławian. Więcej, nie zamieniłbym się z nim za całą whisky Irlandii. I jeszcze jedna refleksja dotycząca drużyny z Oporowskiej: w porównaniu z tym zgromadzeniem przeciętny zakład pogrzebowy mógłby uchodzić za wesołe miasteczko. Wystarczy rzut oka na tabelę.