Sport

Chcę ekstraklasy!

Rozmowa z Mo Mezghranim, belgijskim piłkarzem Ruchu Chorzów

Mo Mezghrani szybko zaaklimatyzował się w Chorzowie. Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus

Po 5:0 Ruchu z Chrobrym Głogów można było mówić chyba tylko dobre rzeczy?

– To był bardzo pozytywny dzień. Dobrze się przygotowaliśmy do tego spotkania, a trener Dawid Szulczek świetnie przekazał nam, co mamy robić na boisku. Kluczowe było to, żeby nie pozwolić rywalom się rozpędzić, bo graliśmy u siebie. Chcieliśmy im to szybko pokazać, co też zrobiliśmy w bardzo dobrym stylu.

Chrobry zagrał jak się spodziewaliście?

– Głogowainie grali dokładnie to, czego oczekiwaliśmy. Wiedzieliśmy, że jeśli nie strzelimy szybkiego gola, może być nam trudno, ale udało się. Bramka w 2 minucie nas uskrzydliła, dobrze pressowaliśmy... Wszystko było dobrze!

To był więc łatwy mecz?

– Nie, ale sprawiliśmy, że tak wyglądał. Chrobry nie jest słabą drużyną. Jest silny fizycznie i wie, jak się bronić. Graliśmy jednak u siebie i z takimi kibicami łatwiej nam napierać na rywala. Jestem dodatkowo szczęśliwy, bo strzeliłem gola.

Ostatnio miał pan problemy zdrowotne, a w pierwszej połowie z Chrobrym był pan kilka razy opatrywany i nie wyszedł na drugą połowę. Coś poważnego?

– Zostałem kopnięty w... głowę. W przerwie było mi trochę ciężko, ale było już 4:0. Rozmawiałem z trenerem i podjęliśmy decyzję, żeby nie podejmować zbędnego ryzyka, więc zostałem zmieniony. Poza tym mamy szeroką kadrę i każdy chce grać, dlatego to nie był żaden kłopot.

Czyli to nie miało związku z urazem z wcześniejszego meczu z ŁKS-em?

– Nie. Wtedy miałem lekki problem ze stopą, ale wszystko jest już w porządku.

Ruch ma 6 kolejnych zwycięstw. Kiedy się zatrzymacie?

– W ogóle nie koncentrujemy się na tym, że mamy taką passę. Także trener o tym nie wspomina. Do każdego meczu podchodzimy tak, żeby wygrać, bo musimy wrócić do ekstraklasy. To jest nasz poziom, a ci kibice na to szczególnie zasługują. Musimy zwyciężać, bo jeśli spojrzy się w górę tabeli, zespoły z czołówki także wygrywają, a my nie możemy dać im się oddalić.

Niedawno patrzyliście na strefę barażową. Teraz w niej jesteście, więc spoglądacie na miejsca premiowane bezpośrednim awansem?

– To jest nasz cel od początku sezonu i o tym mówił też prezes klubu, Seweryn Siemianowski. Chcemy awansować do ekstraklasy bezpośrednio i będziemy się o to starać. Musimy częściej grać z taką intensywnością, jak z Chrobrym. Jednakże to nie znaczy, że teraz możemy iść spać, bo wszystko pójdzie już z górki. W każdym kolejnym spotkaniu musimy grać w taki sposób.

Jest różnica między kibicami Ruchu a Warty Poznań?

– Ogromna! Uwielbiam fanów Ruchu, są znakomici. Dzięki nim zawsze dajemy z siebie sto procent, nawet jeśli nie mamy najlepszego dnia. Jest to bardzo ważne zarówno dla kibiców, jak i dla zespołu. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę tutaj grać.

Ruch jako jedyny w I lidze nie przegrał u siebie, ale Stadion Śląski to nie jest jego obiekt...

– Jestem zadowolony, że możemy naŚląskim grać. Czujemy się tu jak w domu. Owszem, to ogromna arena, ale spójrzmy na to, ilu kibiców przychodzi na mecze. Z Chrobrym było ponad 10 tysięcy i zawsze czuję znakomitą atmosferę. Zespoły, które tu przyjeżdżają, wiedzą, że nie jest to łatwy teren, a kibice pchają nas do dobrej gry.

Widzisz różnicę między polską ekstraklasą a I ligą?

– Szczerze... nie widzę wielkiej różnicy. Może w ekstraklasie jest trochę więcej jakości piłkarskiej, ale intensywność jest na podobnym poziomie.

W zeszłym sezonie pierwszoligowa Wisła Kraków zdobyła Puchar Polski. Ruch w pucharze po raz kolejny zagra z ekipą z III ligi, Unią Skierniewice, a stawką będzie ćwierćfinał. To dobra droga do finału?

– Nie myślimy o tym, jest za wcześnie. Oczywiście, przygotujemy się do spotkania jak najlepiej. Unia wyeliminowała już Motor Lublin i GKS Katowice. Dlatego nie można jej lekceważyć. Ma jakość, więc musimy szykować się na trudny mecz. Jeśli to zrobimy, możemy awansować. Jeśli podejdziemy do tego na luzie, odpadniemy jak inni...

Po Poznaniu mieszkasz na Górnym Śląsku. Jakie wrażenia?

– Podoba mi się tu. Jesteśmy z żoną szczęśliwi, że możemy mieszkać w Polsce.

Jak się czujesz w Polsce jako muzułmanin?

– Bardzo dobrze, naprawdę mi się tutaj podoba.

Trener Szulczek nie ukrywa, że jest pan jego pupilem. W wywiadach czy na konferencjach często o panu wspomina...

– Muszę mu bardzo podziękować. Ściągnął mnie do Warty, teraz do Ruchu. Najlepiej zna moje umiejętności i wie, co mogę dać drużynie. Dlatego chcę odwdzięczyć się mu za zaufanie i dać mu pewność, że podjął dobrą decyzję. Moim celem jest przywrócić ekstraklasę do Chorzowa. Dużo biegam i bardzo ciężko pracuję. Jeśli to będzie pomagać drużynie, będę to robił w każdym spotkaniu.

Uczy się pan języka polskiego?

– Niedawno zacząłem, ale teraz położę na to większy nacisk. Mogę obiecać, że będę się bardzo starał! To ważna rzecz.

Kiedy na treningach pojawiają się polecenia po polsku, są zrozumiałe?

– Tak, parę słów rozumiem, ale nie wszystkie (śmiech).

Pewnie te brzydkie...

– Tak, zdecydowanie te brzydkie (śmiech).

Rozmawiał Piotr Tubacki