Charakterne chłopaki
Chcemy udowodnić sobie oraz pokazać naszym najbliższym i kibicom, że w rozgrywkach na najwyższym poziomie dajemy radę – stwierdził obrońca GKS-u Tychy, Mateusz Bryk.
Max Lindholm w sytuacji sam na sam trafił w słupek i tyski bramkarz odetchnął... Fot. PAP/Michał Meissner
CHAMPIONS HOCKEY LEAGUE
Wiemy z jakimi przeciwnikami przychodzi nam się mierzyć w Lidze Mistrzów, ale to dla nas święto i ogromna nobilitacja, że możemy reprezentować nasz kraj – powiedział po czwartkowej potyczce solidny obrońca GKS-u Tychy, Bartłomiej Pociecha. Jednak po trzech meczach tyski zespół ma zerowe konto, strzelił dwa gole i stracił dziesięć. Bilans jest ubogi, ale niewątpliwie po każdym występie hokeiści wyciągają właściwe wnioski i prezentują się coraz lepiej. Po przegranej z 4-krotnym zwycięzcą tych elitarnych rozgrywek, Frölundą Goeteborg 1:3, nie było powodów do rozpaczy. Wręcz przeciwnie, hokeiści mieli prawo zjeżdżać z lodu z podniesionymi głowami, bo zrobili wszystko, by ten wynik był przyzwoity, a mógł być nawet korzystniejszy.
Dyskusyjna bramka
Na takie stwierdzenie hokeiści odpowiadali: - Już nie przesadzajmy i pamiętajmy jaką pracę wykonał niezmordowany w bramce Tomaš Fučik.
Wiele kontrowersji wywołała wyrównująca bramka. Kapitan przyjezdnych, Maks Frieberg, podczas gry w przewadze, skierował krążek nogą do tyskiej bramki. Sędziowie analizowali zapis wideo i uznali, że „guma” po drodze jeszcze odbiła się od tyskiego bramkarza. Po minucie z niewielkim okładem wskazali na środek tafli.
- Proszę nade mną się nie rozczulać, bo przecież po to jestem między tymi słupkami, by zatrzymywać krążki uderzane przez rywali. Nic wielkiego nie zrobiłem i wystarczy spojrzeć na końcowy rezultat. O pierwszym straconym golu nie zamierzam się wypowiadać – powiedział w emocjach tuż po meczu czeski bramkarz z polskim paszportem.
- Nie widziałem całej sytuacji i trudno mi zajmować stanowisko. W domu przeanalizuję na spokojnie i pewnie będę nieco mądrzejszy – dodał Pociecha. - Szkoda, bo nieco wcześniej mieliśmy okazję do zdobycia kolejnej bramki.
- Nie znam innych bardziej absurdalnych przepisów, bo jeżeli ktoś strzela gola nogą, to nie powinien być uznany – spokojnym głosem, ale mocno zaakcentował reprezentacyjny obrońca GKS-u, Mateusz Bryk. - Stracona bramka nieco zburzyła morale zespołu, bo to wszystko mogło się inaczej potoczyć.
Odrabianie lekcji
Budująca jest postawa hokeistów GKS-u, choć ciągle przegrywają, ale najważniejsze, że wyciągają wnioski. W Salzburgu w dość „frajerski” sposób stracili minimum punkt na 32 sek. przed końcową syreną. W Zurychu było zdecydowanie lepiej, ale kolosalna przewaga była po stronie gospodarzy, jednak obyło się „klopsów”, a na dodatek zostały wybronione cztery osłabienia. Dopiero z Frölundą tyszanie stracili gola gdy grali w czwórkę.
Filip Komorski jeszcze przed inauguracyjnym spotkaniem powiedział, że przychodzi się zmierzyć z zespołami porównywalnymi z piłkarską LM, jak Real Madryt czy Paris Saint-Germain. To prawda, bo Lwy z Zurychu jak i szwedzkie drużyny to elita.
- Mieliśmy pechowe losowanie, bo przecież trafiliśmy na topowe europejskie drużyny i najgorszemu wrogowi nie życzę z nimi się potykać – dodaje w swoim stylu Bryk. - Mamy prawo być niezadowoleni, bo przecież prowadziliśmy 1:0 i wszystko mieliśmy w swoich rękach. O golu już wspominałem. Przed nim i również po nim mieliśmy okazje, by po raz kolejny skierować krążek do siatki. Najważniejsze, jak na tę chwilę, że solidnie odrabiamy lekcję. O tej z Salzburga zapomnijmy, bo w końcowych fragmentach zachowaliśmy się jak niedouczone dzieciaki. W Zurychu było lepiej, ale rywal patrzył na nas z innego piętra. Z Frölundą było więcej niż poprawnie, ale ten nieszczęsny gol...
Kolejne wyzwanie
Hokeiści GKS-u pokazali charakter i włożyli sporo wysiłku w tę potyczkę. Podczas meczów ligowych nigdy nie mieli okazji grać z taką intensywnością. W CHL trzeba wszystkie braki nadrabiać ambicją i wolą walki. Cechy wolicjonalne odgrywają istotną rolę. Czy mamy prawo obawiać się o stronę fizyczną, bo przecież przed nimi potyczka z mistrzem Szwecji Luleå IF?
- Nie po to trenujemy od początku maja, by już na początku września narzekać – uśmiecha się Pociecha. - To dopiero początek i cóż z tego, że się spotykamy z silnymi rywalami i trzeba wykrzesać dodatkowe siły. Po czwartkowym meczu jest regeneracja, analiza tego co było i tego co będzie. I do roboty!
- My się staramy, by jak najlepiej się zaprezentować. Chcemy udowodnić sobie, pokazać naszym najbliższym i kibicom, że przyszło nam występować w rozgrywkach na najwyższym poziomie. Oczywiście, cieszymy się ze zdobytych bramek, ale najważniejsze są punkty. Jesteśmy dumni, że stajemy ramię w ramię z zawodnikami światowej klasy i próbujemy walczyć – mówi na zakończenie Bryk.
- Mistrz Szwecji nie wymaga żadnej rekomendacji, bo przecież to najlepsza europejska liga – mówił podczas konferencji przed rozgrywkami trener GKS-u, Pekka Tirkkonen. - Silny, agresywnie grający zespół, wywierający presję na rywalu. To będzie niezwykle ciekawa konfrontacja „tyskich” Finów z wieloma rodakami w szwedzkiej drużynie.
Luleå Hockey rozegrała trzy spotkania: w inauguracyjnym przegrała na wyjeździe w Pradze ze Spartą 1:2 po karnych; potem na własnym lodzie zagrała ze szwajcarskim zespołami: z Bernem wygrała 4:2, zaś z EV Zug przegrała 2:3 po dogrywce. Luleå po 3 rundach ma na koncie 5 pkt i zajmuje 10. lokatę ze stratą czterech „oczek” do prowadzących bez strat Frölundy oraz Ilves Tampere.
Włodzimierz Sowiński
Liga MistrzówSobota, 5 września
◼ TYCHY, 18.00: GKS - Luleå Hockey
