Sport

Charakterne chłopaki

Święto w Tychach zostało odłożone i finałowa rywalizacja wraca do Katowic.

Jean Dupuy pokonał tyskiego bramkarza, czym sprawił, że finał nabrał nowego kolorytu. Fot. PAP / Michał Meissner

TAURON HOKEJ LIGA

Najważniejsze są charaktery i one zadecydują o wygranej w piątym meczu – te słowa wypowiedział trener GKS-u Katowice, Jacek Płachta, po środowym treningu. I trzeba powiedzieć, że trafił w dziesiątkę, bo właśnie przygotowanie mentalne zadecydowało o tym, że goście wygrali. Zniwelowali stratę do minimum i przed nimi szóste spotkanie na swoim lodzie, w którym wszystko może się zdarzyć.

Na ponad dwie godziny przed meczem wokół tyskiego Stadionu Zimowego wyczuwało się atmosferę wielkiego sportowego święta. Do wejść na lodowisko ustawiały się kolejki, a byli też niepocieszeni kibice, którzy nie mieli biletów. Natomiast wokół obiektu krążył, jak to ma w zwyczaju, trener Pekka Tirkkonen. Gdy hokeiści opuszczają szatnię „na suchą zaprawę”, wówczas Fin „funduje” sobie spacer i pojawia się w szatni na krótko już po rozgrzewce na lodzie. Następuje przypomnienie najważniejszych instrukcji i... do boju! Gości powitano porcją gwizdów, zaś swoich entuzjastycznie. Mecz „wagi mistrzowskiej” miał dla obu rywali zupełnie inne oblicze. Jedni musieli, zaś drudzy mogli i zanosiło się na ciekawą konfrontację.

Jedni i drudzy od pierwszego gwizdka nie zamierzali się oszczędzać i próbowali skonstruować akcje, które mogłyby zaskoczyć bramkarzy. Rośli obrońcy GieKSy, Albin Runesson oraz Pontus Englund, w 6 minucie w krótkim odstępie próbowali strzałami spod niebieskiej uzyskać prowadzenie. Tomasz Fucik był jednak skoncentrowany i nie miał kłopotów z tymi uderzeniami. Gra gospodarzy z minuty na minutę nabierała właściwego tempa i John Murray miał coraz więcej pracy. W 14 minucie Rasmus Heljanko silnie uderzył, ale Murray odbił krążek, Fin po raz drugi strzelał, a krążek przechwycił tuż przed polem bramkowym Filip Komorski i w tej sytuacji „Jasiek Murarz” był bezradny. Potem kilka razy zakotłowało się w strefie gości, zwłaszcza gdy w boksie kar przebywał Aleksi Varttinen. Przewagę w strzałach posiadali gospodarze, oddając 11 uderzeń, zaś goście o pięć mniej. Wraz z końcową syreną karę otrzymał Matias Lehtonen i wydawało się, że gospodarze będą w poważnych opałach, a tymczasem to goście musieli się mieć na baczności. W 22 minucie niefrasobliwe zagranie katowiczan i krążek przejął Bartłomiej Pociecha. Tyski obrońca popędził samotnie na bramkę, lecz nie zdołał umieścić krążka w siatce. Potem jeszcze Heljanko (28), Bartłomiej Jeziorski (31), Komorski (35) i Mateusz Bryk (37) mieli dobre okazje, ale nic z tego nie wyszło, a bramki strzelali goście. W 33 minucie sędziowie zasygnalizowali karę dla Lehtonena i Murray zjechał z lodu. Starania gości zostały nagrodzone, bowiem w 34 minucie Stephen Anderson doprowadził do remisu. Gra znów toczyła w strefie gości, gdy gospodarze tak niefortunnie zmieniali, że było ich sześciu na lodzie. Hokeiści GieKSy ruszyli do zdecydowanych ataków i Jean Dupuy dał gościem prowadzenie. I od razu dodajmy, że w pełni zasłużone, bo podopieczni trenera Płachty pokazali charakter i byli niesłychanie zdeterminowani.

Trzecia osłona zaczęła się niefortunnie dla gości, bo Ben Sokay poszedł na ławkę i gospodarze mieli szansę na wyrównanie. Nic z tego nie wyszło, bo przewagi tyszan w meczach finałowych są „pod zdechłym Azorkiem”. Grają w nich mało przekonywająco i zbyt schematycznie. Tak się nie gra w liczebnej przewadze przeciwko klasowej drużynie! W 45 minucie goście przeprowadzili, jak się później okazało, kluczowy atak. Dante Salituro z lewej strony dokładnie podał do Andersona. A ten zwiódł ciałem obrońców, oszukał Fucika i posłał nad nim krążek do siatki. Publiczność na chwilę zamilkła, ale potem cały czas wspierała swoich pupili. Gospodarze atakowali z pasją i pod bramką Murraya działy się dantejskie sceny. Golkiper GieKSy wyczyniał istne cuda. Obronił w ostatniej odsłonie 24 strzały i na pewno był bohaterem meczu. Niemniej jego koledzy również zasłużyli na słowa uznania. W 58:10 min tyski bramkarz zjechał do boksu i krążek po uderzeniach przyjezdnych mijał bramkę. Gospodarze już nic nie zdziałali, zaś katowiczanie z uśmiechami zjeżdżali do szatni.

Włodzimierz Sowiński

FINAŁ

◼  GKS Tychy – GKS Katowice 1:3 (1:0, 0:2, 0:1)

Stan rywalizacji 3-2

1:0 – Komorski – Heljanko – Kakkonen (13:28), 1:1 – Anderson – Koponen (6 na 5, 33:07, kara odłożona dla Lehtonena), 1:2 – Dupuy – Englund – Pasiut (37:27, w przewadze), 1:3 – Anderson – Salituro (44:40).

Sędziowali: Bartosz Kaczmarek i Paweł Kosidło – Artur Hyliński i Eryk Sztwiertnia. Widzów 3000.

TYCHY: Fučik; Bryk – Allen, Kakkonen – Viinikainen, Kaskinen – Ciura, Pociecha; Heljanko – Komorski – Łyszczarczyk (4), Jeziorski – Monto – Lehtonen (2), Viitanen – Alanen – Paś, Łarionows – Turkin – Gościński Trener Pekka TIRKKONEN.

KATOWICE: Murray; Runesson (2) – Englund, Verveda (2) – Norberg, Varttinen (2) – Koponen, Maciaś; Wronka – Pasiut – Dupuy, Kallionkieli – Sokay (2) – Mroczkowski, Salituro (2) – Anderson – Magee, Michalski – Smal (2) – Bepierszcz. Trener Jacek PŁACHTA.

Kary: Tychy – 8 (2 tech.) min, Katowice – 12 min.

◻  Szósty mecz w sobotę, 5 kwietnia, w „Satelicie”. Początek o 17.00.


25 SEKUND było do końca kary technicznej, gdy Dupuy trafił na 2:1.

44 SKUTECZNE interwencje zaliczył Murray, a jego vis-a-vis Fucik –23.