Było fajnie, ale taryfy ulgowej nie będzie
Rozmowa z Krzysztofem Wołkowiczem, pomocnikiem Polonii Bytom z przeszłością w GKS-ie Tychy
Krzysztof Wołkowicz (z prawej) strzelił jedynego gola dla Polonii w lipcowym sparingu obu drużyn. Fot. Łukasz Sobala / Press Focus
Zaczynając naszą rozmowę, nie mogę nie zapytać o pana zdrowie, bo wypadł pan na kilka meczów ze składu Polonii. Czy już wszystko w porządku?
– Od ubiegłego tygodnia jestem w pełnym treningu, zagrałem połówkę sparingu z Cracovią. Jestem w meczowej kadrze i do dyspozycji sztabu – tyle mogę zdradzić.
Spędził pan w Tychach trzy sezony, w latach 2020-23. Piątkowy mecz będzie dla pana inny niż pozostałe?
– Dla mnie po prostu… Jak teraz o tym myślę, to fajnie wrócić do Tychów, tym razem w roli rywala. W GKS-ie spędziłem trzy bardzo udane dla mnie sezony, w tym pierwszym graliśmy w barażach o ekstraklasę, były rzuty karne z Górnikiem Łęczna… Ale im bliżej piątkowego meczu, tym bardziej traktuję to spotkanie jak „normalną” rywalizację z kolejnym przeciwnikiem, bez żadnych poruszeń, a tym bardziej taryfy ulgowej.
Ale choć i w GKS-ie od tego czasu sporo się zmieniło – podobnie jak w Bytomiu – zapewne zachował pan jakieś kontakty w tyskim klubie?
– No tak, w ostatnim sezonie fajnie się uzupełnialiśmy po obu bokach obrony z Krzysiem Machowskim. Teraz kontuzja wyhamowała jego karierę, ale śledzę jego dalsze losy i życzę mu z całego serca jak najlepiej. Zdążyliśmy się też „złapać” jeszcze z Kubą Tecławem i to chyba tyle, reszta kadry się „przemieliła”. Ale z dyrektorem Krzyśkiem Bizackim pozostajemy w bardzo dobrym kontakcie.
Tychy to taki trochę projekt „niemiecki”, wielu piłkarzy z tamtego rynku. To jakoś przekłada się na boisko?
– Bo ja wiem? Chyba nie, styl zespołu to już robota trenera i sztabu, który jest polski. Natomiast widocznie taki jest plan właścicieli klubu, którzy szukają zdolnych zawodników z lig austriackich i niemieckich i na tym opierają profil drużyny.
Czego zabrakło tyskiej jedenastce, by za pana „kadencji” awansować do krajowej elity?
– Hmm, trudno ocenić. W pierwszym sezonie zacząłem od dziesięciu meczów od dechy do dechy, a potem złapałem kontuzję, nie zagrałem we wspomnianych barażach, czyli mówiąc pół-żartem, nie awansowaliśmy, bo zabrakło mnie w kluczowych meczach (śmiech). Ale nawet ten prawie rok walki o powrót do zdrowia wspominam bardzo dobrze – przeżyłem trudne chwile, ale pod okiem Leszka Simiłowskiego wróciłem do formy. Aktualnie pracuje on w ekstraklasie, w Rakowie.
Wracając jeszcze do rzutów karnych, był pan ich stałym egzekutorem w GKS-ie, bardzo skutecznym. Kiedy będzie pan je wykonywał w Polonii?
– Ha, na razie czekam na swoją kolej. Jestem w zespole nowy, zastałem pewną hierarchię, a jak ktoś jest tu dłużej i robi to skutecznie, jak u nas Kamil Wojtyra, to trudno, żeby coś zmieniać. Ale trenujemy ten element, jak wszystko zresztą, zajęcia są nagrywane, a asystenci pilnie nas obserwują. Jestem czujny (śmiech).
W lipcu w sparingu trafił pan do siatki tyszan i podobno mieliście więcej z gry, ale przegraliście 1:2. To jakaś przestroga dla was?
– Faktycznie, zagraliśmy dobre spotkanie, dużo było akcji oskrzydlających, choć stuprocentowych okazji wielu nie stworzyliśmy. Myślę, że straciliśmy gole po prostych błędach, a tak ograna w I lidze drużyna jak GKS, potrafi to wykorzystać. Więc tak, to lekcja, że zawsze należy trzymać standardy w defensywie, ograniczyć nawet minimalne błędy.
Na kogo w drużynie trenera Artura Skowronka zwrócicie szczególną uwagę, kogo się obawiać?
– Szczerze to nikogo się nie boimy, to rywale niech boją się nas! My jesteśmy Polonią Bytom, chcemy w każdym meczu pokazywać swoją grę, naszą intensywność, plan, wszystkie walory i oczywiście wygrywać.
Faktycznie, w ostatnich trzech ligowych meczach zdobyliście siedem punktów, a GKS tylko trzy. Ciekawe więc, komu bardziej posłużyła „reprezentacyjna” przerwa?
– Dobrze przepracowaliśmy ten okres, rywal zapewne też. Ale nie zadowalamy się ostatnimi wynikami, to nie może nas uśpić, bo niedawno przecież mieliśmy serię trzech porażek i trzeba było wypiąć klatę do przodu, podnieść głowę i pokazać, że potrafimy z tego kryzysu wyjść. Jesteśmy grupą bardzo ambitną, cały zespół i sztab, i zawsze gramy o zwycięstwo. Tak też będzie w piątek.
Czy Polonia, jeszcze niedawno klub trzecioligowy, dorównuje już organizacyjnie GKS-owi Tychy?
– Polonia przeszła i przechodzi długą ewolucję, na każdym poziomie, jak pan wspomniał od III ligi. Powstał m.in. nowy obiekt z nowoczesnym zapleczem. Tutaj z dnia na dzień każdy w klubie intensywnie uczy się nowej, wyższej ligi. Dystans nie jest duży, ale wszystko idzie w dobrym kierunku.
Rozmawiał Tomasz Mucha
Dziewięć lat temu...
Nie licząc spotkań towarzyskich, ostatni oficjalny mecz między obiema drużynami odbył się dziewięć lat temu, w II lidze. Wówczas, 13 marca 2016 w Bytomiu, Polonia przegrała 0:1; wcześniej – jesienią w Tychach – GKS również wygrał (2:1), a pierwszy sezon na nowym stadionie zakończył powrotem do I ligi.
Ostatni z ostatnich...
Aż 12 nowych piłkarzy trafiło w letnim okienku transferowym do beniaminka z Bytomia; jednym z ostatnich został 21-letni chorwacki obrońca Matej Matić z ukraińskiej Polissi Żytomierz. To zaś sprawiło, że ostatnim w gronie 11, którzy musieli opuścić szeregi Niebiesko-czerwonych – przynajmniej czasowo – został Dominik Konieczny, wypożyczony do „czerwonej latarni” I ligi, Znicza Pruszków. 28-letni Konieczny był jednym z zaledwie dwójki piłkarzy w kadrze beniaminka, obok Patryka Stefańskiego, który występował w barwach Polonii jeszcze na stadionie Szombierek w pierwszym sezonie po awansie z... IV ligi, a więc 2019/20, a potem miał znaczący udział w dwóch kolejnych promocjach do wyższej klasy.
