Sport

By synowie byli dumni!

Rozmowa z Bartoszem Zmarzlikiem, 6-krotnym indywidualnym mistrzem świata

Polski mistrz na każdym kroku podkreśla jak ważną rolę w jego sukcesach odgrywa rodzina. Fot. Marcin Karczewski/PressFocus

SPEEDWAY GRAND PRIX

Jaka jest pierwsza myśl po zdobyciu szóstego tytułu mistrza świata?

- Na pewno taka, że w końcu go mam! To duży oddech. Dwa tygodnie od rundy we Wrocławiu na pewno się ciągnęły. Czułem, że jestem w bardzo dobrej dyspozycji, ale wszystko może się wydarzyć. Gdy walczysz o mistrza świata, ten ostatni miesiąc-półtora przed końcem rywalizacji, gdy wszystko zaczyna się klarować, wiesz co możesz zrobić, nie ma już praktycznie marginesu błędu, to jest taki trudny moment życia, bo chcesz się skupić na sporcie, ale też nie zaniedbywać przy tym rodziny. Fajnie jest to połączyć, ale na pewno jest to trudne. Chciałbym siedzieć cały czas w warsztacie, ale dzieci wyciągają mnie do zabawy, dzięki czemu na chwilę można odetchnąć.

No właśnie, ktoś tu przerywał konferencję na telefonie...

- Ancio bardzo chce zobaczyć złoty medal i szybko po konferencji chciałem mu go pokazać. Jestem przeszczęśliwy, że mogę robić to wszystko na oczach moich synów, bo to jest niesamowite uczucie. Pierwszy i drugi tytuł zupełnie inaczej smakował od tych, gdy masz żonę, na świecie pojawiają się twoje dzieci. Antek już dużo rozumie, obserwuje i to jest naprawdę świetne. Kocham ich bardzo i chciałbym robić fajne rzeczy na ich oczach, aby byli dumni z taty.

Na pewno nie jest łatwo uciekać, mając takiego rywala jak Brady Kurtz.

- Na pewno tak, ale nie jestem tego typu zawodnikiem, który by wszystko analizował, czy ma uciekać, czy gonić. Jestem tu i teraz, i muszę w każdej kolejnej rundzie zrobić wszystko, co najlepsze. Jeśli coś nie idzie, trzeba szybko wyciągać wnioski, aby minimalizować błędy. W Vojens wiedziałem od początku, że dysponuję dobrym sprzętem, mamy dobre ustawienia i pozostało skupić się na sobie.

Co się dzieje w głowie przed finałem?

- To, że muszę przyjechać minimum jedną pozycję za Bradym, taki był plan od samego początku i dlatego wybrałem drugie pole. Wiedziałem, że jeśli przegram start z pierwszego pola i mnie zamkną, to mogę mieć problem, żeby wydostać się z pierwszego łuku. Po zewnętrznej można było się napędzić nawet przy przegranym starcie. Stwierdziłem, że wolę kontrolować sytuację, nawet jadąc za Kurtzem, niż wdawać się w dodatkową rywalizację w takim biegu. Byłem pewny, że Brady wybierze czerwony kask, staniemy koło siebie i tak też się stało. Po drugim okrążeniu zadawałem sobie w myślach pytanie: kiedy to się skończy?! Miałem mocny motocykl i stawiało mnie trochę bokiem, nie mogłem go dobrze odprostować. W takich momentach myśli się też o tym, żeby motor dojechał, aby nie popełnić jakiegoś głupiego błędu, nie zahaczyć gdzieś hakiem. Przez tę ciągłą analizę trudno jest o spokój.

Kurtz wygrał pięć ostatnich rund i nie został mistrzem świata. To też jest niesamowite.

- No tak, ale ja w czwartym roku z rzędu wygrałem mistrzostwo świata i mogę się z tego tylko cieszyć.

Co ci powiedział Tony Rickardsson, wręczając medal? Widać było, że żartujecie.

- To ciekawa historia związana z ubiegłym rokiem. Na środku murawy w Toruniu Tony otrzymał ode mnie szampana w podziękowaniu i powiedział mi, że poczeka z tym szampanem aż zrobię szósty tytuł i wspólnie go wypijemy. Dotrzymał słowa i przywiózł go do Vojens.

Osiągnąłeś to, co najwięksi w tym sporcie, w znacznie młodszym wieku. Jest w ogóle jakiś limit, który sobie stawiasz?

- Na pewno jestem przeogromnie szczęśliwy, że w takim wieku jestem w tym miejscu. Nadal chce mi się ścigać. Takich limitów nie ma, bo ja kocham jeździć!

To było najtrudniej zdobyte mistrzostwo?

- Czy ja wiem? Na pewno w tym roku było trudno, ale czy jakikolwiek tytuł mistrzowski można zdobyć łatwo? Bez względu na to, jaka jest przewaga punktowa na koniec sezonu, na pewno po żaden tytuł nie sięga się łatwo.

Jak widzisz kolejne sezony Brady'ego Kurtza? Myślisz, że będzie w stanie utrzymać taką dyspozycję?

- Czas pokaże. Nie mnie to oceniać, bo ja się skupiam na swoim ściganiu.

Kto pierwszy złożył ci gratulacje?

- Jednym z pierwszych był Robert Kubica, z którym mam bardzo dobre relacje. Ogromnie go szanuję, mam dla niego duży szacunek, za to kim jest, jak się zachowuje. Nigdy nie sądziłem, że z taką osobą mogę mieć tak dobry kontakt. Dla mnie to coś dużego.

Rozmawiał Mariusz Rajek