Bundesliga silniejsza od Superligi
Po raz pierwszy w trwającym sezonie Ligi Mistrzów siódemki z Płocka i Kielc solidarnie poniosły porażki.
U kielczan tylko Alex Dujszebajew dorównywał klasą berlińskim Lisom. Fot. Tomasz Fąfara/PressFocus
Wojna polsko-niemiecka na starcie XI wieku jest idealnym przykładem, gdy teoretycznie słabszy jest w stanie postawić się silniejszemu przeciwnikowi. Król Bolesław Chrobry, dzięki taktyce i hartowi swojego wojska, wyszedł zwycięsko z konfrontacji ze wschodnioniemieckimi sąsiadami. Przed 3. serią EHF Machineseeker Champions League marzyło nam się nawiązanie do chlubnej historii sprzed ponad 1000 lat (1002-1018), choć nasz eksportowy duet musiał stawić czoło niemieckim potęgom europejskiego i światowego formatu.
Nadzieja kroczy przed rozsądkiem
Przed czwartkowymi konfrontacjami nasze szanse na poprawienie fatalnych statystyk z duetem Fuechse Berlin-SC Magdeburg były jak 2 do 12; pierwsza cyfra oznaczała liczbę naszych zwycięstw, a druga porażek. To z perspektywy kibiców znad Wisły nie miało znaczenia, tym bardziej że po wcześniejszych dobrych występach nadzieja kroczyła przed rozsądkiem. W piłce ręcznej o wynikach decyduje skala umiejętności, talentu i doświadczenia, a te były po stronie mocniejszych przedstawicieli Bundesligi, najsilniejszej ligi Starego Kontynentu. Nic dziwnego, że po porażkach obu zespołów w komentarzach najczęściej powtarzano: „Wyciągniemy wnioski z tych lekcji, będziemy jeszcze więcej pracować”.
Rosyjsko-hiszpański bohater Niemców
Żałować mogą zwłaszcza mistrzowie Polski, którzy postawili twarde warunki magdeburskim Gladiatorom w ich warownej cytadeli, jaką jest GETEC Arena. Mimo 6-bramkowej straty w drugiej połowie, Nafciarze walczyli do końca, ale - wspinając się na wyżyny możliwości - polegli 26:27. Gorycz była tym większa, że na 17 sekund przed syreną trener Xavier Sabate rozrysował akcję, której nie byli w stanie sfinalizować ani Sergiej Kosorotow, Lovro Mihić; obu brawurowo zatrzymał fenomenalnie dysponowany Sergiej Hernandez. Urodzony w Rosji hiszpański bramkarz został bohaterem magdeburczyków. Co ciekawe, w poprzednim meczu heros Gladiatorów już po czasie obronił rzut karny Iana Barrufeta, zabezpieczając ich historyczną wygraną z Barceloną.
Boli taka porażka
- Bardzo boli, gdy się przegrywa w takich okolicznościach - stwierdził węgierski środkowy Orlen Wisły, Gergo Fazekas. - Mieliśmy ogromną szansę na remis z jedną z najlepszych drużyn świata. Szkoda tego meczu, ale jestem dumny z drużyny, ponieważ walczyliśmy do końca. Będziemy kontynuować pracę i miejmy nadzieję, że zrewanżujemy się u siebie.
- Zobaczyliśmy dwie znakomite linie obrony i kilka wspaniałych interwencji naszego bramkarza - komentował norweski skrzydłowy Gladiatorów, Sebastian Barthold. - Padło mało bramek, ale spotkanie miało dobre tempo i emocje. Płock ma tak dużą różnorodność w ataku i obronie, że było naprawdę trudno z nim rywalizować. Dlatego jesteśmy szczęśliwi z tych bardzo ważnych punktów.
Z wiarą w przyszłość
Dyrektor sportowy Orlen Wisła Adam Wiśniewski, żałując, że nie udało się ugrać nawet „oczka”, pochwalił drużynę i zapewnił, że z optymizmem patrzy na dalszy ciąg rywalizacji w Lidze Mistrzów. - Pierwsza połowa nie była najlepsza, brakowało nam skuteczności. W drugiej natomiast pokazaliśmy, że nasze marzenia mogą się stać rzeczywistością. Odrobiliśmy 5 goli, a to niełatwe, gdy naprzeciw stoi Magdeburg. Wierzyliśmy w remis, ale dwa rzuty w ostatnich sekundach niestety nam nie wyszły. W przyszłość patrzymy z wiarą, ale z tej ostatniej akcji musimy wyciągnąć wnioski, by już się nie powtórzyła.
Decydujące pół godziny
Zupełnie inny przebieg miało spotkanie w kieleckiej Hali Legionów. Choć Industrii przyszło się mierzyć z mistrzem Niemiec, czołowym teamem Europy, to nadzieje na drugie zwycięstwo nie były skrywane. Tymczasem Lisy nic sobie nie robiły z gorącej atmosfery i głośnego dopingu kibiców Żółto-biało-niebieskich, będąc od początku zespołem zdecydowanie lepszym. O losach spotkania zadecydowało pierwsze 30 minut. Na przerwę goście schodzili z siedmioma bramkami przewagi (22:15). Pod koniec meczu kielczanie zredukowali straty do trzech trafień, ale na więcej nie było ich stać. Nie do zatrzymania byli Mathias Gidsel i Tobias Grondahl, którzy zdobyli w sumie 20 bramek. - Jesteśmy zadowoleni zarówno z wyniku, jak i z gry, szczególnie z 20-25 minut w pierwszej połowy, kiedy nasza obrona dobrze współpracowała z bramkarzem – podkreślał trener berlińczyków, Nicoley Krickau. - To pozwoliło nam przeprowadzać kontry. Pod koniec pierwszej i na początku drugiej odsłony straciliśmy impet, ale było to zasługą Klemena Ferlina, który zaliczył kilka świetnych interwencji. Nasza grupa jest bardzo wyrównana. Każde punkty, szczególnie zdobyte na wyjeździe, mają ogromne znaczenie.
Ważne punkty
Euforia ze zwycięstwa na trudnym terenie towarzyszyła także podopiecznym Duńczyka. - Bardzo dobrze zagraliśmy w pierwszych 20 minutach. Świetnie funkcjonował nasz kontratak, zdobyliśmy w ten sposób wiele bramek. W drugiej części gospodarze zagrali znacznie lepiej, ale nasza mądra postawa sprawiła, że odnieśliśmy bardzo ważne zwycięstwo. W Kielcach nie gra się łatwo, zwłaszcza przy tak żywiołowo reagującej publiczności. Dlatego te punkty są dla nas bardzo cenne - powiedział prawoskrzydłowy Lisów, Hakun Av Teigum.
– Rywale od początku byli dużo lepsi.Przespaliśmy pierwszą połowę. 22 stracone bramki w ciągu 30 minut to stanowczo za dużo – to z kolei komentarz szkoleniowca Industrii, Tałanta Dujszebajewa. Mimo porażki Kirgiz z optymizmem patrzy w przyszłość, widząc pozytywy w rozwoju młodych zawodników. Dodał, że tylko grając przeciwko takim drużynom jak aktualny mistrz Niemiec, jego zespół może iść do przodu i czynić postępy.
Byli w szoku
- Mojej drużynie należy się pochwała, bo walczyła do końca. Doszliśmy rywali nawet na trzy bramki, ale trzeba przyznać, że ich zwycięstwo było całkowicie zasłużone – podkreślił Dujszebajew, a jego młodszy syn Daniel dodał: - W pierwszej połowie byliśmy w szoku. Kompletnie nie mogliśmy poradzić sobie w obronie, bo tak dobrze grali przeciwnicy. Po przerwie goniliśmy wynik, ale przy tak intensywnym meczu nie ustrzegliśmy się błędów.
Lewy rozgrywający Industrii dodał, że jego zespół z tej porażki musi szybko wyciągnąć wnioski. – Musimy jeszcze ciężej pracować na treningach. Musimy szybko wrócić do czasów, kiedy byliśmy niepokonani w Hali Legionów i zawsze zdobywaliśmy punkty. To się należy naszym kibicom - zaznaczył Hiszpan.
Po trzech kolejkach w Lidze Mistrzów nastąpi przerwa. Powrót do rywalizacji nastąpi 8-9 października. Orlen Wisła podejmie Eurofarm Pelister Bitola, a Industrię czeka wyjazd do Veszprem.
Zbigniew Cieńciała
