Budka suflera
REMANENT - Jerzy Chromik
Polsat forsę wziął, potem zaczął kpić
A z dwumeczu wyszło dno, zero, czyli nic...
W czwartek o dziewiętnastej zadzwonił Darek Szpakowski:
– Jureczku, co jest, że nie mogę wejść do aplikacji i oglądać Legii w Box Go?
– Może nie opłaciłeś? – zażartowałem.
– No co ty, mam wszystko uregulowane.
Komentator półwiecza nie był jedynym rozgoryczonym. Psioczyli i klęli prawie wszyscy. Od tych, co zapłacili tylko 40, po tych za pełną pulę, czyli 60 zł. Żaden kibic przy zdrowych zmysłach nie mógł zrozumieć, dlaczego nikt z przyszłych spadkobierców Solorza nie był władny podjąć decyzji, by transmisję wrzucić w sytuacji podbramkowej do kanału niekodowanego. Za mało mają stacji? Na pewno za dużo reklam i transmisji naraz! Poza piłkarską Ligą Konferencji oferowano bowiem w tym samym czasie mecz tenisistek ze Szwajcarkami i turniej panów na mączce Monte Carlo. Dobrze, że gale MMA są głęboką nocą...
Zamiast więc dać Legię w kanale otwartym, dręczono niepocieszonych widzów takim wpisem dyżurnego myśliciela:
– Hej! Intensywnie pracujemy, aby jak najszybciej przywrócić pełny dostęp. Dziękujemy za Waszą cierpliwość i wyrozumiałość.
A X, czyli dawny Twitter, już kipiał. Wylewało się z garnka krytyki. Jeden z najdalej idących rozgoryczonych postulował radykalne posunięcie:
„A może by tak ustawowo zakazać Polsatowi kupna praw do ważnych wydarzeń sportowych z udziałem Polaków?”.
Aby nie być posądzonym o stronniczość ocen, przyznam obiektywnie – kto nigdy nie miał problemów z przeciążonymi serwerami, niech pierwszy rzuci pilotem! TVP też, nie raz i nie dwa, zawiodła oczekujących mocnych wrażeń. Przypomniałem sobie taką sytuację z młodości: gdy nasi piłkarze grali z NRD na wyjeździe, to urocza spikerka po zdjęciu planszy „Przepraszamy za usterki poza granicami kraju” usprawiedliwiała brak transmisji... burzą z piorunami nad Rostockiem.
Narzekajmy jednak z umiarem. Dwa nasze eksportowe zespoły, owszem, przegrały gładko, ale przysłużyły się krajowi rankingowo. Dzięki zwycięstwom i remisom na peryferiach europejskiego futbolu Polska jest wreszcie na 15. miejscu zestawienia, więc po sezonie 2025/26 wystawimy nie cztery, a pięć drużyn w eliminacjach europejskich pucharów. Nie będziemy się też musieli potykać w pierwszych karnych rundach. Tylko czy przypadkiem nie będzie wtedy więcej wstydu w kolejnych? Na razie trzeba przetrawić tę ostatnią kolację czwartkową. Nie była za pyszna. Piątka do zera, bo Polska zagrała rolę frajera? W takim przypadku żaden lek na wątrobę nie pomoże.
Pamiętam za dobrze, jak po pierwszych awansach naszej dwójki pucharowej rozważano, może nie do końca poważnie, a tak bardziej życzeniowo, finał Legia – „Jaga” we Wrocławiu! Na razie trzeba było się zadowolić meczem w Warszawie, przy Łazienkowskiej 3. W niedzielny wieczór przyszło nam po raz drugi ostatnio zważyć, który zespół jest aktualnie lepszy albo taki mniej... gorszy.
Jagiellonia uległa tylko dwoma golami w Sewilli i „grała swoje”, jak to mówią prawie wszyscy spece telewizyjni. Legia przegrała trzema z Chelsea u siebie. No więc kto słabszy? Teraz znamy tę odpowiedź. Legia. Właśnie o tego jednego gola.
A już jutro rewanże i pewnie pożegnanie duetu z Europą. Nawet tą klasy C, choć Białystok nadal po cichu wierzy w awans i nie chce – jak Moskwa – wierzyć łzom. A Warszawa? Znowu bez tytułu.
Kto miał taki moduł dostępu warunkowego, to brał sobie prosto z talerza. Satelitarnego.