Sport

Bretońska baśń

W czasach, gdy w futbolu liczą się przede wszystkim siła i pieniądz, coraz mniej jest miejsca na romantyzm, ale przecież nie zniknął!

Chwilo trwaj! - krzyczą bretońscy kibice Brestu po zwycięstwie w Pradze. Fot. IMAGO/PressFocus

Właśnie nieco zapomniany piłkarski romantyzm pokazuje klub z bretońskiego miasta na skraju Francji. Brest zamieszkuje około 150 tysięcy ludzi, ale klub Stade Brestois 29 zawsze żył w cieniu bogatszych, bardziej uznanych sąsiadów w Bretanii – ośmiokrotnego mistrza Francji z Nantes czy też klubu z Rennes, którego akademia wypuściła takie gwiazdy futbolu jak Eduardo Camavinga czy Ousmane Dembele.

Nie było strojów

Klub z Brestu przez lata tułał się między amatorskim a zawodowym futbolem niższego szczebla, na obiektach niespełniających wymagań. Wśród amatorów pałętał się między 1991 a 2004 rokiem. Dopiero potem stał się klubem w pełni zawodowym. Mówi się, że twardzi Bretończycy są dumni ze swojego „charakteru, pokory i ciężkiej pracy”. Właśnie te cechy miały pozwolił klubowi wyjść z ciemności...

Jeszcze w 1997 roku, Stade Brestois 29 borykał się z problemami organizacyjno-finansowymi w National 2 (czyli czwartej lidze) i był wręcz na skraju bankructwa.- Nie miałem nawet strojów dla zawodników, ale powiedziano mi, że są w mieście dwaj panowie, którzy lubią piłkę nożną. To oni zapłacili za dresy - wspominał ówczesny trener Pascal Robert.

Byli to Denis i Gerard Le Saint, właściciele międzynarodowej firmy zajmującej się dystrybucją owoców i warzyw, którzy w 2016 r. przejęli klub, choć ten zaczął rosnąć w siłę już wcześniej. W sezonie 2003/04 z młodym wówczas Franckiem Riberym w składzie – zagrał wówczas w 35 meczach i zdobył trzy bramki – uzyskali awans do Ligue 2. W 2019 r. Brest sprawił niespodziankę awansując do Ligue 1. W składzie był wówczas młody zawodnik, który teraz jest zdobywcą pierwszego w historii gola Brestu w Lidze Mistrzów - Hugo Magnetti.

Chłopak z Nicei

To był jednak dopiero początek niespodzianek. „Piraci” nigdy wcześniej nie zakończyli sezonu w górnej części francuskiej ekstraklasy. W zeszłym sezonie, po pięciu latach gry,  wielu spodziewało się, że Brest już spadnie.

Nie było jednak o tym mowy  za sprawą trenera, który klub z Bretanii objął na początku stycznia 2023 r. Sprowadzenie urodzonego w Nicei 57-letniego Erica Roya okazał się strzałem w dziesiątkę! Jako defensywny pomocnik grał w Nicei, Lyonie, Marsylii, Sunderlandzie czy Rayo Vallecano, ale nie była to oszałamiająca kariera. Jako trener prowadził potem rodzinną Niceę, ratując ją przed spadkiem z Ligue1 i… tyle. Nic więc nie zapowiadało, że Brest tak wystrzeli. A jednak! - Juergen Klopp kiedyś powiedział, że liczy się nie to, co ludzie myślą, kiedy przychodzisz do klubu, ale co sądzą, kiedy odchodzisz. Być może będziemy musieli przeprowadzić kolejne badania w tym względzie – żartował Roy, który początkowo podpisał kontrakt na sześć miesięcy. Zespół był w strefie spadkowej, ale on go uratował przed degradacją i… przedłużył kontrakt do 2025 r. Następny sezon to już prawdziwa bomba! W swoim pierwszym pełnym sezonie Roy doprowadził Brest do trzeciego miejsca w Ligue1! Oznaczało to ni mniej, ni więcej, tylko to, że Bretończycy zdołali wejść na futbolowy Mt. Everest: zakwalifikowali się do Ligi Mistrzów. Oznaczało to jednocześnie debiut w europejskich pucharach! Piękny sen się jednak nie kończy: po czterech meczach zreformowanych rozgrywek Brest plasuje się na czwartym miejscu, dzięki trzem zwycięstwom i remisowi!

W LM Brest pokonał austriackie zespoły Sturm Graz i Red Bull Salzburg odpowiednio 2:1 i 4:0, zremisował 1:1 z mistrzem Niemiec, Bayerem Leverkusen, a w ostatnią środę pokonał na wyjeździe Spartę Praga 2:1 i w tabeli wyprzedza Barcelonę, Manchester City, Real, Juventus czy Bayern!

Stadion? Wypożyczą nam!

Oczywiście nie da się grać w LM będąc kompletnym golcem. Brest wywalczył miejsce w elicie z czwartym najniższym budżetem w Ligue 1. Obiektywnie to i tak mnóstwo pieniędzy: 48 milionów euro, ale w wielkim futbolu to niewiele. Świadczy o tym choćby sprawa lewoskrzydłowego Jeremy’ego Le Douarona, który... odrzucił możliwość gry w Lidze Mistrzów, aby dołączyć do Palermo w Serie B! Odeszło jeszcze kilku innych ważnych piłkarzy, jednak dyrektor sportowy Gregory Lorenzi nie załamywał rąk, choć problemów nie brakowało...

Weźmy choćby bazę. Jeden z lokalnych dziennikarzy opisał ich stadion jako „obiekt ze średniowiecza”. Stade Francis-Le Ble nie spełnia w żaden sposób standardów UEFA. To obiekt na 15200 miejsc, ale tylko pięć tysięcy było w stanie spełnić wymogi, a wiadomo było, że ponadstuletni stadion nie zdąży przejść modernizacji. To sprawiło, że Brest musiał boiskoi na LM wypożyczyć. Klub zgłosił do UEFA jako arenę ich meczów domowych Stade de Roudourou. Klub musiał przenieść się na obiekt jednego z największych lokalnych rywali – EA Guingamp. To problem? Żaden! Brest właśnie ustanowił rekord frekwencji , który nie robi może wrażenia, ale każdy zdobywa własny szczyt. W tym przypadku to 10 tysięcy kibiców na meczu!

Chłopaki rosną z meczu na mecz. Doświadczenie? Zdobędą, choć przecież już dziewięciu zawodników brało wcześniej udział w europejskich rozgrywkach: Amavi, Bizot, Sima, Del Castillo, Lala, Lees-Melou, Martin, Faibre i Camara. - Już teraz możemy uznać nasz start za sukces. Oczywiście nie wszyscy myśleli, że skończymy z zerowym dorobkiem punktowym, ale wielu przypuszczało, że i tak nie damy rady w tej rywalizacji - powiedział Roy jeszcze przed ostatnim zwycięstwem w Pradze. - Zadziwiające jest mieć 10 pkt po czterech meczach w rozgrywkach, w których Brest nie brał dotąd udziału. Oczywiście to wyjątkowy moment. Czuję ogromną dumę, że jestem trenerem tych chłopaków – przyznaje.

Graz największymi

„Real Madryt jest największym klubem na świecie. Z nimi mogliśmy zagrać ewentualnie na konsoli - w FIFA lub Football Manager. Nie powinno się to zdarzyć, ale się zdarzy” – cieszą w Breście. 15-krotni klubowi mistrzowie Europy odwiedzą Bretanię 29 stycznia. Ale wcześniej, w przyszłym miesiącu, Brest pojedzie na… Camp Nou. Jak obstawiacie?

Paweł Czado