Bomba ozdobą meczu
Gol wahadłowego Marcela Błachewicza wzbudził zachwyt kibiców i komentatorów.
Tak z pięknego gola cieszył się Marcel Błachewicz. Fot. Łukasz Sobala / Press Focus
GKS TYCHY
Na początek zacytujmy krzyk sprawozdawcy TVP Sport: – Co za strzał, co za bramka. On to sobie zaprogramował od początku do końca. Nie szukał asysty. Znalazł bramkę! Fantastyczny strzał lewą nogą i GKS Tychy 3:0 prowadzi z Odrą.
Teraz dodajmy jeszcze analizę drugiego komentatora: – Ależ to była kapitalna bramka i ozdoba tego spotkania.
A wszystko dzięki Marcelowi Błachewiczowi, który w 29 minucie rzucił na kolana przeciwników w bardzo ważnym momencie sobotniego meczu. Przegrywający 0:2 opolanie zaczęli atakować coraz śmielej i zdobyli nawet bramkę, której ostatecznie sędzia – po analizie VAR – nie uznał. Zapędzali się jednak coraz bardziej pod pole karne tyszan, którzy wyprowadzili zabójczą kontrę. W pierwszym momencie wydawało się jednak, że akcja spali na panewce, bo na środku boiska Adam Chrzanowski wybił piłkę spod nóg rozpędzającego się Juliusa Ertlthalera. Natomiast futbolówka trafiła pod stopę Marcina Szpakowskiego, który natychmiast zagrał górą do wychowanka Lidera Włocławek.
Złapał się za głowę
21-letni wahadłowy trójkolorowych, mając „na plecach” Jakuba Bartosza, 40 metrów od bramki rywali przyjął piłkę na pierś tak, że od razu uwolnił się od przeciwnika. Mając przed sobą wolną przestrzeń, ruszył w kierunku pola karnego opolan. Przebiegł kilkanaście metrów i huknął w okienko. Jeszcze gdy biegł, Ertlthaler – mający już w tym meczu na swoim koncie dwa gole – rozkładał ręce, sygnalizując, że jest dobrze ustawiony 14 metrów przed bramką. Kiedy jednak futbolówka zatrzepotała w siatce, Austriak tylko złapał się za głowę i pobiegł pogratulować „Błachemu”, fetującemu gola wślizgiem na kolanach.
Dobra decyzja
– Wydaje mi się, że nie była to najładniejsza bramka w mojej dotychczasowej karierze – stwierdził w klubowych mediach autor „bomby dnia”. – Zdobyłem już wcześniej kilka efektownych goli – przeciwko Legii (w Pucharze Polski, gdy był piłkarzem Termaliki, w sezonie 2022/23 – przyp. red.) czy Bruk-Betowi (w sezonie 2023/24 – przyp. red.), więc ten jest po prostu kolejnym do kolekcji tych najładniejszych. Gdy przejąłem piłkę w środkowej strefie, wiedziałem już, że pokuszę się o uderzenie. Na treningach nieźle wychodziły mi te próby z dystansu. To była dobra decyzja – powiedział.
Dobrą decyzją było też przejście Błachewicza do GKS-u Tychy, z którym 1 lipca 2023 roku podpisał trzyletni kontrakt. Dwa lata temu był utalentowanym młodzieżowcem, grającym w reprezentacjach Polski U-19 i U-20, ale nie potrafił przebić się na seniorski poziom w Wiśle Płock, w której w sezonie 2021/22 rozegrał siedem spotkań w ekstraklasie, debiutując 20 sierpnia 2021 roku w meczu z Zagłębiem Lubin. Kolejny sezon spędził na wypożyczeniu w Niecieczy, dochodząc z Bruk-Betem do baraży o awans do ekstraklasy, przegranych ostatecznie po dogrywce z Puszczą Niepołomice.
Piłkarz z charakterem
Wtedy właśnie przyszła oferta od trenera Dariusza Banasika i nastąpił transfer do GKS-u Tychy, w którym Błachewicz ma już za sobą 44 spotkania pierwszoligowe oraz trzy w Pucharze Polski. Wprawdzie już w debiucie, w wyjazdowym meczu z Polonią Warszawa 22 lipca 2023 roku, zanotował pierwszą asystę, a 12 sierpnia pierwszy raz wpisał się na listę strzelców, zdobywając jedyną bramkę spotkania z Wisłą Kraków, ale dopiero teraz można powiedzieć, że jest na fali.
Po przyjściu Artura Skowronka był taki moment, że Błachewicz musiał udowodnić swoją przydatność. Po serii porażek wypadł z pierwszego składu i siedział na ławce albo wchodził na końcówki meczów. W takich chwilach widać charakter człowieka, a „Błachy” udowodnił, że jest „charakterny”. Gdy dostał ponowną szansę, to przełomowy występ drużyny w Legnicy podkreślił wywalczeniem rzutu karnego, po którym tyszanie, po serii 12 spotkań bez wygranej, rozpoczęli zwycięski marsz. Trwa on już pięć spotkań, w których wychodzący w pierwszym składzie Błachewicz ma w swoim bilansie dwa trafienia i cztery asysty. A to dopiero początek rundy wiosennej!
Jerzy Dusik