Bolesna weryfikacja
Nastroje wokół Ruchu nie są jeszcze grobowe, ale do optymizmu sporo brakuje. Seria arcytrudnych meczów trwa, ale miała wyglądać zupełnie inaczej.
Trener Dawid Szulczek nie ma ostatnio wielu powodów do zadowolenia. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus
Już przed sezonem, kiedy ogólna dyspozycja zespołów nie była jeszcze znana, wiadomo było, że „Niebieskich” czeka wymagający maraton. Już nawet nie chodzi o to, że z racji niedostępności Stadionu Śląskiego jesienią przez wiele tygodni grali tylko na wyjazdach, ale o status rywali, z którymi się mierzyli. Dzisiaj to wszystko ścisła czołówka I ligi, a jako że sezon ma dwie rundy, teraz znajdujemy się w fazie rewanżu. Tak jak jesienią chorzowianom za bardzo z pierwszoligowym topem nie szło, tak i obecnie wygląda to szaro-buro.
Trwa drugi maraton
Handicap Stadionu Śląskiego ładnie wyglądał na papierze, ale Arka Gdynia czy – przede wszystkim – Wisła Kraków boleśnie go zweryfikowały. Mało ulgi dało wyeliminowanie w Pucharze Polski Korony Kielce, czy remis z (byłym już) liderem z Niecieczy. Weryfikacja jednak trwa. Teraz do Chorzowa przyjedzie Wisła Płock, która wiosną zdobyła 10 na 12 możliwych punktów. Potem będzie teoretycznie łatwiej, bo wyjazd do słabującego Górnika Łęczna (punkt wiosną), ale wkrótce przyjdzie wrócić do trudnych gier w Parku Śląskim – derby z najlepszym po wznowieniu rozgrywek GKS-em Tychy, a potem z Miedzią Legnica.
Wszystkie te spotkania miały (mają) dać kluczowe argumenty do rzetelnej oceny Ruchu za ten sezon. Po zatrudnieniu trenera Dawida Szulczka wyniki uległy zdecydowanej poprawie, ale młody szkoleniowiec przyszedł pod koniec trudnego maratonu, potem miał dużo łatwiej. Wszyscy wiedzieli, że po kilku miesiącach maraton odbędzie się po raz drugi, tym razem u siebie, i dopiero to będzie prawdziwą weryfikacją „Niebieskich” oraz pracy trenera Szulczka.
Mieli być lepsi...
Gdy świętochłowiczanin odwiedził redakcję „Sportu” przed startem rundy wiosennej, zapytany o bardzo trudny terminarz odpowiedział: – Każdy mecz będzie weryfikacją. Mecz ze Stalą Stalowa Wola, który przegraliśmy, też był weryfikacją naszej pracy i tego, co robiliśmy. Podobnie z Polonią Warszawa – ale tyczy się to również meczów wygranych. Na początku wiosny na pewno będzie trudniej o punkty niż z drużynami z dołu tabeli, ale trzeba podchodzić do tego z dobrym nastawieniem. Wiadomo, jak to w piłce jest. U rywala może wypaść 2-3 piłkarzy, u nas wszyscy będą zdrowi i wtedy można łapać punkty seryjnie. Może też to działać w drugą stronę, to już również przerabiałem. Wiele rzeczy jest poza naszym wpływem, więc my, jako trenerzy, musimy patrzeć na to, na co mamy wpływ. Zrobimy dużo, aby regularnie punktować w tych spotkaniach. Nie ma co ukrywać, że w paru meczach jesienią mieliśmy trochę szczęścia w naszym polu karnym i pod bramką rywali. Tak jednak w piłce jest. Liczę na to, że wiosną nie będzie nam musiało dopisywać szczęście i że rzetelną pracą będziemy w stanie wygrywać – mówił Szulczek, który chwilę wcześniej powiedział też: – Według naszych wewnętrznych klasyfikacji wychodzi, że jesteśmy lepsi pod względem personalnym, a czas grał na naszą korzyść. Mogłem poznać chłopaków bliżej. Podczas sparingów mogłem rotować składem, dzięki czemu w głowie rodziły się dodatkowe opcje i pomysły na różne mecze. Z punktu widzenia drużynowego uważam, że będziemy o szczebel lepsi i zorganizowani. Z perspektywy porównania Ruch jesienią, a Ruch wiosną uważam, że jesteśmy lepszą drużyną – przekonywał Szulczek.
Drżenie o baraże
Rzeczywistość okazała się jednak bolesna. Szkoleniowiec podkreślał, że chce do wszystkiego podchodzić krok po kroku. Zaznaczał, że futbolowe wahadło może pójść w dwie strony – zarówno na kapitalny start i same wygrane, jak i dwie wpadki „na dzień dobry”, po których „Niebiescy” będą drżeć o zachowanie bytu w strefie barażowej. Zresztą... gdyby Polonia Warszawa nie „wyłożyła się” na zdezorganizowanej Kotwicy Kołobrzeg, ten drugi scenariusz już by się ziścił.
Piotr Tubacki