Sport

Bez przełamania

GKS sprawił problemy wyjątkowo słabej Wiśle i ponad 16 tys. krakowskich kibiców nie obejrzało gola.

Mecz Wisły z GKS-em nie był dobrą reklamą I ligi... Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

To pierwszy remis krakowskiego zespołu pod wodzą Mariusza Jopa. Z kolei tyszanie pod okiem Artura Skowronka w ośmiu ligowych meczach zdobyli tylko cztery punkty. 

50 lat minęło

Wisła i GKS nie spotykały się w swojej historii zbyt często. Po raz pierwszy zespoły zmierzyły się niemal 50 lat temu, 30 listopada 1974 roku pod Wawelem. Wówczas był remis 1:1 po golach Stanisława Krasnego (wujek arbitra Sebastiana Krasnego) i Henryka Tuszyńskiego. W poniedziałek taki wynik nie zadowalał ani jednej drużyny, ale skończyło się nudnym bezbramkowym remisem. Gospodarze chcą gonić czołówkę, a tyszanie wyjść ze strefy spadkowej, do której zepchnęła ich zwycięska w Kołobrzegu Odra Opole. Artur Skowronek (szkoleniowiec krakowian w latach 2019-20) miał poprawić wyniki drużyny, ale w siedmiu kolejkach pod jego wodzą „trójkolorowi” wywalczyli zaledwie trzy punkty. Po wizycie na Reymonta wciąż czeka na pierwszą wygraną. Trener gospodarzy w pomocy za Marca Carbo wystawił Oliviera Sukiennickiego, a Mariusza Kutwę po bardzo dobrym występie w Płocku zostawił na środku obrony. W porównaniu z poprzednimi meczami obu zespołów najbardziej zmieniły się personalia w defensywie, bo u gości zabrakło pauzującego za czerwoną kartkę Nemanję Nedicia i będącego poza kadrą Mateusza Hołownię, których zastąpili Jakub Tecław i Marko Dijaković.

Wiało nudą...

Nie można było powiedzieć, że Wisła, która lubi dominować nad rywalami, miała dużą przewagę. Tyszanie potrafili się odgryzać. Wiele piłek przechodziło przez ich środek pola z powodu źle zakładanego pressingu, potrafili się przedrzeć bokami. Z obu stron brakowało jednak stuprocentowych szans na gole. Zagrożenie oddalali obrońcy, więc występujący w jaskrawych strojach bramkarze nie byli poddani wymagającym testom. W zimny wieczór pod bramką Patryka Letkiewicza gorąco zrobiło się w 33 min. Po stracie Giannisa Kiakosa GKS rozegrał piłkę i Jakub Bieroński z prawej zagrał wzdłuż bramki. Danielowi Ruminowi naprawdę niewiele zabrakło, by drużynie z Górnego Śląska dać prowadzenie. Z dystansu spróbował jeszcze Tecław i choć bramkarz nie złapał piłki, to wielkiego zagrożenia nie było. Sędzia długo nie sięgał do kieszonki po karki, choć kilka fauli tyszan kwalifikowało się na indywidualną karę. Nie był to ciekawy mecz. Więcej emocji było w przerwie, gdy na murawie kibice walczyli w konkursie i mieli za zadanie trafić w poprzeczkę.

Bramkarze na posterunku

Kto liczył, że w przerwie Mariusz Jop wstrząśnie „Białą gwiazdą” na tyle, że od razu mocno ruszy, ten był rozczarowany. Gospodarze nadal grali zbyt wolno i niedokładnie. Wpuszczali też podopiecznych Artura Skowronka w swoje pole karne i pięć minut po wznowieniu Julian Keiblinger sprawdził jak rozgrzany jest Letkiewicz. Wiślacy pograli dopiero po tym sygnale ostrzegawczym i z dystansu uderzył Sukiennicki, ale świetnie spisał się Marcel Łubik. Po tej sytuacji poczuli, że stać ich na zdecydowanie więcej. Dwukrotnie do głosu doszedł Łukasz Zwoliński, bramkarz jednak robił wszystko, by zachować czyste konto. Letkiewicz też nie miał sobie nic do zarzucenia – tylko jego interwencji krakowianie zawdzięczali, że Tecław nie strzelił w sytuacji sam na sam, gdy Sukiennicki złamał linię spalonego. Do ostatniego gwizdka Wisła miała przewagę, ale tego dnia nie była w stanie trafić do siarki.

Michał Knura