Błąd
Z DRUGIEJ STRONY - Paweł Czado
Jan Urban nie będzie już pracował w Górniku Zabrze, koniec świata! Tak, wiem, chodziły plotki na mieście od pewnego czasu, że tak może się stać. Tak, wiem, trenerów zwalniają i zatrudniają, nigdy nie będzie inaczej. Osobiście żałuję jednak akurat tej konkretnej decyzji z konkretnych powodów. Szanuję Jana Urbana nie tylko dlatego, że kiedyś w trakcie towarzyskiego meczu nie umiałem go – jako obrońca przeciwnej drużyny – dogonić bez piłki, podczas gdy on biegł z piłką. Poważnych powodów jest więcej. Oto niektóre.
Jan Urban udowodnił - nawet w nie do końca sprzyjających warunkach -że jest znakomitym trenerem. Znakomitym trenerem można być nie tylko wtedy, gdy hurtowo zdobywa się tytuły – możliwość pracy w miejscach umożliwiających czy wręcz gwarantujących taki komfort to jednak rzadkość. Znakomitych trenerów jest na świecie oczywiście znacznie więcej niż miejsc, gdzie w pełni mogą się realizować. Dla mnie znakomitość Jana Urbana w Górniku objawiała się w tym, że potrafił z zabrzańskiej drużyny wycisnąć, ile się da. Ale nie wycisnąć jak cytrynę, która po oddaniu wszystkich soków nadaje się jedynie na śmietnik. Przeciwnie! Wycisnąć umiejętności, zbudować wiarę w siebie, szukać nowych rozwiązań, bo przecież Jan Urban był w Górniku trochę jak Syzyf. Historia tego mitycznego króla Efyry stała się symbolem bezsensownego, okrutnego losu, ale przede wszystkim żmudnej pracy, która nie przynosi rezultatów czy też raczej – i to jest tu najważniejsze – nigdy nie ma szans zostać skończona. Syzyf musiał wtaczać na szczyt ogromny głaz, który jednak przed wierzchołkiem zawsze wymykał się z rąk i staczał się na sam dół zbocza. Jan Urban co rusz musiał budować nową drużynę, bo za każdym razem, gdy znalazł już nieznanego wcześniej piłkarza, który zaczynał się wyróżniać, ten szedł na sprzedaż.
Dla klubu cenne było, że Jan Urban rozumiał to, nie buntował się i... robił swoje! A przecież – miejmy to w tyle głowy – jest człowiekiem zasłużonym dla naszej piłki na wielu polach i mającym własne ambicje. Ambitni ludzie chcą dzięki własnej pracy odnosić sukcesy, to naturalne. Tymczasem w Zabrzu Jan Urban potrafił tę ambicję schować głęboko w kieszeń. Pchał więc ten głaz bez słowa nieustannie w górę , a przy tym – co też doceniam – nie robił z siebie męczennika. Najwyżej mruczał do siebie z wyrzutem po cichu, ale to raczej przypuszczenie niż pewność.
Jan Urban pokazał również, że jest trenerem niezależnym. Układał zespół, jak chciał i widział, nie robił nic pod dyktando. Wiadomo, że ktoś taki jak trener pierwszej drużyny Górnika Zabrze musi mieć wokół mnóstwo podpowiadaczy, ale mądra osoba na takim stanowisku potrafi z tych podpowiedzi wyciągać wnioski. Wiedzieć, z których nie warto korzystać, a z których ewentualnie może można...
Zastanawiające, czy uda się w Zabrzu znaleźć teraz na tyle przemyślnego nowego Syzyfa, że nadal będzie umiał wtoczyć ten głaz prawie na szczyt. Musi! Bo jeśli nie będzie umiał, to kogo Górnik znowu za chwilę sprzeda? Jedno jest pewne: następca nie będzie miał w Zabrzu łatwo. Będzie musiał zmierzyć się choćby z ciągłym porównywaniem do poprzednika. Jeśli nawet nie przez pracowników klubu, to przez kibiców. Zawsze tak jest, gdy odchodzi trenerska osobowość. Dlatego, gdybym miał określić jednym słowem to, co dzieje się w Zabrzu, wydusiłbym z siebie takie bez kłopotu: „BŁĄD!”.