Alfabet honorowego prezesa Zagłębia
Leszek Baczyński skończył 70 lat. To człowiek instytucja w sosnowieckim klubie. Piłkarz, trener, prezes, dyrektor.
Leszek Baczyński to postać, która zasługuje na wyróżnienie! Fot. Mateusz Sobczak
A – jak adres
Ten może być tylko jeden, czyli Kresowa 1. Wprawdzie nowy stadion mieści się w innym miejscu, ale to tutaj, na Stadionie Ludowym, jest moje miejsce od przeszło 50-ciu lat. Tu jest plebania, a tam, gdzie znajduje się nowy obiekt, jest kościół, do którego raz w tygodniu idzie się na mszę. Całe moje życie zawodowe jest związane z tym miejscem.
B – jak Baczyński
Nazwisko ma się jedno. Cieszę się, że wciąż, mimo upływu lat, jestem rozpoznawany w środowisku. Piłka nożna to całe moje życie, tak jak Zagłębie to cały mój świat. Grałem dla tego klubu, potem byłem pracownikiem, następnie pełniłem inne funkcje, byłem trenerem zarówno młodzieży, jak i seniorów w ekstraklasie. Zawsze w pełni angażując się w to, co robię. I tak do dziś.
C – jak Chęciński
Arkadiusz Chęciński, prezydent Sosnowca. Wybudował świątynię sportową, bo tak należy mówić o wszystkich obiektach Zagłębiowskiego Parku Sportowego. Obiecał i słowa dotrzymał. Za to należy mu się olbrzymi szacunek.
D – jak Drążkiewicz
Będzie trochę tych nazwisk, ale przecież bez ludzi nic nie udałoby się nic osiągnąć. Zbyszek przez wiele lat był dyrektorem MOSiR-u w Sosnowcu, współpracowaliśmy i ta współpraca zawsze układała się znakomicie. Z niczym nie było problemów, nigdy nie było słów „nie da się”, „nie można”, „nie uda się”. Bardzo cenię sobie te lata wspólnych działań!
E – jak entuzjazm
Całe życie podchodzę do tego, co robię, entuzjastycznie, choć były porażki, zakręty czy huśtawka nastrojów. Klub był raz niżej, raz wyżej, brakowało pieniędzy, to jednak człowiek zawsze z nadzieją robił to, co robił, wierząc, że słońce wzejdzie i będzie dobrze. Muszą być spadki, muszą być porażki – to wszystko jest wkalkulowane w sportowe życie, ale trzeba zawsze wierzyć, że to, co się robi, ma sens.
F – jak finanse
Odkąd zamieniłem pracę trenerską na bycie działaczem, kiedy nastąpił moment budowania nowego klubu na nowych zasadach po likwidacji w 1993 roku, finanse i pieniądze towarzyszyły mi na co dzień. To był trudny czas – wiedziałem, że muszę mieć ludzi wokół siebie, stąd współpraca z Andrzejem Adamczykiem, który miał do tego dryg, był finansistą. Ja mogłem się skupić na innych rzeczach, ale zwłaszcza w pierwszych latach działalności odnowionego Zagłębia sprawy finansowe były priorytetem.
G - jak Gałeczka
Józef Gałeczka – legenda klubu, świetny piłkarz, znakomity trener, mój mentor. Od momentu kontuzji, która przekreśliła moje szanse na zaistnienie w dorosłym futbolu, ukierunkował mnie, pokazał, co muszę zrobić, aby przy piłce zostać w innym charakterze. Przede wszystkim zacząłem studia, rozpoczął się proces kształcenia, teoria, a przy boku Gałeczki miałem praktykę, która owocowała w kolejnych latach. Legenda, o której mogłem mówić po latach przyjaciel.
H – jak historia i hejt
To ona mnie kształtowała. Przez lata w klubie wiedziałem kto, co, jak, dlaczego i mogłem dzięki temu działać. Zarządzając potem Zagłębiem, wiedziałem komu podziękować, kogo „przytulić”, do kogo się uśmiechnąć, aby było dobrze. Przy okazji litery H to przeraża mnie wszechobecny hejt, głównie anonimowy w internecie. To wszystko idzie w złą stronę.
I – jak informacja
Niezbędna, jeśli zarządzasz klubem. Gdy zostałem prezesem w Zagłębiu, wiedziałem, że muszę wiedzieć jak najwięcej. Co się dzieje w mieście, gdzie przyłożyć ucho, z kim porozmawiać, którymi drzwiami wejść, żeby cię nie wyprosili. Lata 90. były trudne, specyficzne, tworzyły się nowe biznesy, firmy, trzeba było trzymać rękę na pulsie, aby wiedzieć, do kogo uderzyć po wsparcie.
J – jak pytanie
„Jak nie ten, to kto?”. Jak słabo grają, to kim zastąpić? Jak słaby trener i nie idzie, to kto w jego miejsce? Takich pytań słyszałem całe mnóstwo, potem reagowałem już na nie śmiechem, ale ten zwrot brzmi mi z tyłu głowy nawet teraz, gdy obserwuję to, co dzieje się w klubie z perspektywy honorowego prezesa Zagłębia.
K – jak koledzy
W piłce jak w życiu. Bez kolegów, partnerów z boiska nic sam nie osiągniesz. Cieszę się, że zawsze miałem ich przy boku i tak jest do tej pory. Cieszę się, że miałem tę umiejętność, że nawet jak ktoś z tego klubu odchodził, a potem trzeba było go prosić o pomoc, to mi nie odmawiał. Koledzy mi nie odmawiali, zawsze to doceniałem i dlatego też dbam o to, abyśmy się w miarę możliwości trzymali się razem w tym środowisku.
L – jak liczydło
To pokłosie tych finansów, o których wspominałem. Dziś to wszystko funkcjonuje inaczej, inaczej wygląda klubowy budżet, jest sztab ludzi, a przed laty wszystko było na barkach kilku osób. Trzeba było kombinować, ciułać grosz do grosza, zastanawiać się, skąd wziąć kolejne środki. Z matematyki interesowało nas tylko dodawanie i mnożenie. Odejmowanie i dzielenie nas nie obchodziło.
Ł - jak ławka trenerska
W Zagłębiu na różnych szczeblach, w dorosłej piłce głównie jako asystent, ale mam satysfakcję, że poprowadziłem klub z Sosnowca w ekstraklasie. Jako piłkarz nie było mi to dane, ale ma satysfakcję, że jako szkoleniowiec dostąpiłem tego zaszczytu.
M – jak Mazur
Włodzimierz Mazur. Świetny piłkarz, kapitalny człowiek. Odszedł za wcześnie. Ikona Zagłębia. Cały czas jestem w kontakcie z jego rodziną, czułem się w obowiązku pomocy im po śmierci Włodka. Gdyby żył, zrobiłby na pewno wiele dobrego.
N – jak Nowak Wacław
Pierwszy trener, człowiek, który gdzieś tam z ulicy ściągnął mnie do klubu. Szkoleniowiec, który zobaczył we mnie potencjał i pokierował we właściwą stronę. Niewykluczone, że gdyby nie on, nie byłbym tam, gdzie dziś jestem.
O – jak organizacja
W piłce nigdy nie osiągniesz sukcesu bez struktury, bez grupy osób, która idzie w tym samym kierunku. Wtedy to wszystko ma sens, wtedy to funkcjonuje. Sam Baczyński nic by nie osiągnął. Potrzebny jest lider, ale bez grupy osób, często anonimowych, działających z drugiego szeregu nie da się realizować planów, zamierzeń. Cieszę się, że miałem takie osoby obok siebie i w sumie mam do dziś.
P – jak przyjaciele i prezydenci
Niektórzy są od pół wieku, inni 20, 30 lat. Na różnych etapach pojawiają się i zostają przy tobie. 70. urodziny pokazały, jak mam ich wielu. Takich prawdziwych, na których zawsze mogę liczyć i którzy są obok. Mówiąc z kolei o prezydentach, to chciałbym podziękować wszystkim, z którymi współpracowałem. Mam tutaj na myśli Michała Czarskiego, który był przy klubie w najtrudniejszym momencie na początku odbudowy, Kazimierza Górskiego oraz Arkadiusza Chęcińskiego. Z każdym można było się porozumieć, dogadać. Każdy na swój sposób był przychylny i pomocny, choć oczywiście trzeba oddać, że tak, jak kocha piłkę nożną prezydent Chęciński, to nie było takiego prezydenta i kto wie, może już nie będzie.
R – jak reprezentacja
Jako trener miałem zaszczyt prowadzić kobiecą reprezentację Polski seniorek. Dla każdego sportowca możliwość bronienia barw narodowych jest rzeczą niezwykle ważną. Cieszę się, że mogłem dostąpić tego zaszczytu. Hymnu granego, gdy człowiek ma na piersi orzełka, nic nie zastąpi.
S – jak sukces
Każdy do niego dąży, sportowiec szczególnie. Dla mnie największym sukcesem było to, że będąc trzykrotnie prezesem klubu, nigdy z Zagłębiem nie spadłem. Były spadki, gdy byłem trenerem, działaczem, ale scalając to jako prezes, nie dopuściłem do tego i uważam to za swój osobisty sukces.
T – jak Tochel
Krzysztof Tochel. Jak dla mnie najlepszy trener i wychowawca, z którym przyszło mi pracować, gdy zarządzałem klubem. Od pierwszego dnia, gdy zaczęliśmy współpracę, przekonywał mnie do tego wyboru. Zrobił trzy awanse na swoich piłkarzach, na wychowankach. Miał „czuja”. Gdy ktoś wypadał ze składu, za chwilę znajdował innego chłopaka. Miał świetne rozeznanie w piłkarzach z regionu. To była wyjątkowa umiejętność. Świetny fachowiec. Takiego Zagłębia, jak za Tochela z 20 wychowankami w składzie, już nie będzie. Do tego umiał połączyć rutynę z młodością. Namówił byłych kolegów z boiska, aby mu pomogli. Dzięki temu młodzież mogła się uczyć od Marka Bębna, Wojtka Sączka i innych. Świetny organizator.
U – jak uznanie
Tu chcę nawiązać jeszcze do trenera Tochela i jego okresu pracy w Zagłębiu. Potem pewne rzeczy potoczyły się inaczej, ale mówiąc o czasie, kiedy współpracowaliśmy, uznanie temu szkoleniowcowi się należy.
W – jak wiara, która przetrwała
Hasło, z którym na ustach walczyliśmy o przywrócenie klubowi należytego miejsca. Udało się, przetrwaliśmy, a Zagłębie się odrodziło. Odrodziło także dzięki Włochom, dzięki ich kapitałowi, który do nas trafił i trzeba o tym pamiętać. Gdyby wówczas koncern Ergom nie wszedł do Zagłębia, ciężko powiedzieć, gdzie bylibyśmy dzisiaj. Po latach staram się pamiętać tylko to, co dobre, jeśli chodzi o tamten okres ich rządów w klubie.
Z – jak Zagłębie
Mój klub, moja miłość. W pewien sposób moje życie. Było, jest i będzie zawsze Zagłębie, z którym Baczyński będzie się zawsze utożsamiał.
Opracował Krzysztof Polaczkiewicz
