Sport

Akt łaski

PODWÓJNY NELSON - Bogdan Nather

Tak trochę „z partyzanta” wrócił do sędziowania Bartosz Frankowski z Torunia. Tak, to ten facet, który w sierpniu ubiegłego roku nocną porą maszerował ulicami Lublina „pod wpływem”, taszcząc znak drogowy (nakazu), w towarzystwie swojego kompana Tomasza Musiała. Obaj zostali zatrzymani przez policję i osadzeni w izbie wytrzeźwień. Na incydent zareagowały władze Polskiego Związku Piłki Nożnej. Futbolowa centrala początkowo nałożyła na obu „wesołków” karę 90-dniowego zawieszenia, następnie zdyskwalifikowała ich na rok, z możliwością powrotu po pięciu miesiącach.

I oto słowo stało się ciałem, bo Bartosz Frankowski powrócił na ligowe boiska. Wprawdzie nie w charakterze arbitra głównego (jeszcze), ale sędziego technicznego. Tę funkcję sprawował w meczach Jagiellonii Białystok z Radomiakiem (19. kolejka) i Pogoń Szczecin - Górnik Zabrze (20. kolejka). To już tylko krok, gdy rozjemca z Torunia będzie dzierżył w rękach gwizdek w potyczkach ekstraklasy.

W przeciwieństwie do Frankowskiego drugi amator nocnych spacerów, Tomasz Musiał, nie został ułaskawiony i nadal jest na bocznym torze. Podobno boryka się z problemami zdrowotnymi, co nie przeszkadza mu w rozstrzyganiu boiskowych sporów w Krakowie, podczas meczów sparingowych (na przykład Wisła - Hutnik).

W przeciwieństwie do szefa polskich sędziów Tomasza Mikulskiego z Lublina, powrotu Bartosza Frankowskiego do sędziowania nie przyjąłem z entuzjazmem, uważam bowiem, że zastosowany wobec niego akt łaski jest przedwczesny. Jestem tak podekscytowany powrotem syna marnotrawnego, jak francuski arystokrata idący na gilotynę podczas Rewolucji Francuskiej.

Ze zdumieniem (tego nie ukrywam) dowiedziałem się, że kanadyjski milioner irańskiego pochodzenia, Alex Haditaghi, nie porzucił planów przejęcia polskiego klubu. Po fiasku negocjacji z Pogonią Szczecin, działający w branży nieruchomości biznesmen zawiesił oko na Śląsku Wrocław. Zamierza rozpocząć negocjacje z władzami stolicy Dolnego Śląska, bo to miasto jest właścicielem klubu. Niezależnie od rezultatu rozmów, już współczuję Kanadyjczykowi. Powinien szerzej otworzyć oczy, bo drużyna z Oporowskiej ma - moim zdaniem - takie same szanse na utrzymanie w ekstraklasie jak jednonogi facet na zwycięstwo w konkursie stepowania. Ukrycie faktu, że Śląsk jest w dramatycznej, wręcz beznadziejnej sytuacji, jest równie niemożliwe jak ukrycie Czomolungmy przed Szerpami z Nepalu. Fakt, że „na wylocie” jest prezes Śląska Patryk Załęczny powinien dać Alexowi Haditaghiemu do myślenia. Ale w końcu to jego pieniądze i jego problem.

Prawie nigdy źle nie życzę trenerom, ale z przyzwyczajenia zawsze zastanawiam się, który z nich jako pierwszy straci posadę. Runda wiosenna wprawdzie dopiero rozpoczęła się, ale zdążyłem już ułożyć listę swoich „faworytów”. Otwiera ją trener warszawskiej Legii Goncalo Feio. W dwóch meczach zaksięgował tylko punkt, więc szału nie ma. Na baczności powinni również mieć się Mateusz Stolarski (Motor Lublin) i Daniel Myśliwiec (Widzew Łódź), którzy mogą pochwalić się identyczną zdobyczą, co Portugalczyk. Ten ostatni, jeżeli przegra w sobotę we Wrocławiu ze Śląskiem, na pewno nie będzie wyglądał jak po wyjściu z beczki śmiechu.